niedziela, 10 lutego 2013

25 listopad 2012 - Zawrat

Parafrazując Bułhakowa, można by powiedzieć o tej wędrówce Mistrz i Magdalena, z tą jednak różnicą, że w drodze ku Zawratowi szaleństwo Mistrza było zdrowe, dzięki czemu Magdalena duszy diabłu nie sprzedała. ;)

W planie naszego wyjazdu pewne było właściwie tylko to, o której godzinie należało wstać, by zdążyć na poranny autobus do Zakopanego i że wejście w Tatry rozpoczynamy w Palenicy Białczańskiej. Stamtąd wyruszyliśmy do Doliny Pięciu Stawów zielonym szlakiem przez Dolinę Roztoki, gdzie podczas rozmowy wyklarował się pomysł Zawratu (buty Mistrza przedeptały już wszystkie szlaki poprowadzone Doliną Pięciu Stawów, a Magdalenie do „kolekcji pięciostawiańskiej” brakowało tylko Zawratu).
Dotarłszy czarnym szlakiem do schroniska, zjedliśmy śniadanie, na którym pojawił się także ambasador, gdyż jak zapewne dobrze wiedzą uczestnicy wypraw z udziałem Janka, Mistrz bez swojej ciasteczkowej „świty” na szlak nie wychodzi :)
Ze świeżym zapasem cukru we krwi opuściliśmy schronisko, kierując się niebieskim szlakiem w kierunku Zawratu. Pomimo typowo przedzimowej aury z niewielką już ilością słońca, jednak nas to słońce poprowadziło na przełęcz. Wędrowało się przyjemnie – wśród sporej ilości płowiejącej złocisto rudawej sit skuciny, prawie całkiem pustym szlakiem. Na Zawracie przystanęliśmy na dłuższą chwilę, by bez pośpiechu popatrzeć na chmury unoszące się nad tatrzańską granią pomiędzy Gładkim Wierchem i Walentkowym Wierchem. Zamieniliśmy też kilka słów z młodymi wspinaczami w pełnym rynsztunku (uprzęże, liny, kaski, raki), przygotowującymi się do zejścia niebieskim szlakiem w stronę Zmarzłego Stawu. My również wybraliśmy tą opcję i założywszy raki, wyruszyliśmy w drogę. Minęliśmy Zmarzły Staw i Czarny Gąsienicowy, w schronisku Murowaniec zatrzymaliśmy się na herbatę. Ponieważ czas spieszył się bardziej niż my i dzień zaczynał ustępować miejsca nadchodzącej nocy, żwawym tempem, ze światełkiem czołówki kontynuowaliśmy zejście niebieskim szlakiem przez Karczmisko do Kuźnic, gdzie okazało się, że to jeszcze wcale nie koniec naszej wędrówki, gdyż nie czekał tam na nas żaden bus. Piechotą dotarliśmy więc do Ronda Chałubińskiego, a tam pełni uznania dla naszych nóg, wywiesiliśmy białą flagę i złapaliśmy taksówkę, by dotrzeć do zakopiańskiego dworca.
Dyskusję o tym kto kogo bardziej tym Zawratem wykończył, pozostawiliśmy sobie na kolejny dzień. :)

ZDJĘCIA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz