sobota, 27 września 2014

10 sierpień 2014 - Turbacz, XXXIV Święto Ludzi Gór - RELACJA



 Wracając  do  sierpnia  i  Święta  Ludzi Gór,  które obchodziliśmy  na  Polanie  Rusnakowej  nieopodal  Turbacza,  zdjęciom  wykonanym  podczas  tego  wydarzenia  pozwolę  oddać  klimat  uroczystości,  sobie  zaś  pozostawię  możliwość  przybliżenia  miejsca,  w  którym  się  ono  odbyło.  Myślę,  że  jest  to  podział  sprawiedliwy  -  opis  słowny  nie  oddałby  w  wystarczający  sposób  piękna  góralskiej  kultury,  którą  udało  się  uchwycić  obiektywem,  a  którą  uważam  za  jedyną  i  niepowtarzalną.  Misternie  zdobione  cuchy  i  gorsety,  cudne  parzenice,  spinki  przy  koszulach,  pasy  bacowskie  i  juhaskie,  prawdziwe  ciupagi  i  pistolce  -  to  są  takie  elementy,  które  niczym  magnes  przyciągają  serce  i  wzruszają  oko.  A  to  zaledwie  ułamek  góralskiej  tradycji  wynurzający  się  spośród  m.in.  muzyki  i  architektury.  Tradycji,  którą  należy  pielęgnować  (ze  szczególnym  naciskiem  na  uwzględnienie  źródeł  jej  powstania)  i  której  należy  strzec  przed  zapomnieniem,  bo  jest  jednym  ze  znaków  polskości.

 O  związanej  ze  Świętem  Ludzi  Gór  Kaplicy  pod  Turbaczem  można  powiedzieć,  że  pojawiła  się  "Bogu  na  chwałę,  Ojcu  Świętemu  ku  radości,  górom  na  urodę,  turystom  na  pożytek".  I  jest  to  prawda,  widoczna  zresztą  już  przy  pierwszym  spotkaniu  z  Kaplicą.  Ale  jest  to  też  miejsce  pamięci,  a  nawet  rzec  można,  swego  rodzaju  pomnik  -  Ojczyźnie  ku  poszanowaniu.  I  przestępując  próg  Kaplicy,  powinno  się  i  o  tej  niepodległości  pomyśleć  i  o  drodze  ku  niej.  Ksiądz  Tischner  często  poruszał  temat  ślebody  w  swoich  kazaniach  podczas  mszy  odprawianych  w  Kaplicy.  A  wewnętrzna  śleboda  człowieka  ze  ślebodą  Ojczyzny  ma  wiele  wspólnego.

"Pasterzowi  pasterze"  -  w  tych  dwóch  słowach  zawarta  jest  w  wielkim  skrócie  geneza  powstania  Kaplicy  Matki  Boskiej  Królowej  Gorców,  a  znajdują  się  one  na  tabliczce  umieszczonej  nad  wejściem  do  Kaplicy  i  odnoszą  się  do  osoby  Jana  Pawła  II,  który  niejednokrotnie  wędrował  szlakami  gorczańskimi.  Z  racji  tego,  że  zbudowano  ją  i  ofiarowano  w  hołdzie  papieżowi,  często  zwana  jest  Kaplicą  Papieską.  Inspiracją  dla  jej  zbudowania  była  pierwsza  podróż  Karola  Wojtyły  jako  papieża  do  Ojczyzny  w  1979  roku,  w  ramach  której  miał  On  odwiedzić  m.in.  Podhale.  Miejscowi  mieli  nadzieję,  że  Ojciec  Święty  zawita  także  w  okolice  Turbacza,  jednak  wizyta  taka  nie  zmieściła  się  w  planie  podróży  -  ostatecznie  papież  otrzymał  jeden  z  trzech  kompletów  kluczy  do  Kaplicy,  a  ujrzał  ją  z  okien  papieskiego  helikoptera.
 Budowę  tejże  Kaplicy  zainicjował  właściciel  polany  Czesław  Pajerski  -  postawiono  ją  w  ciągu  trzech  miesięcy  (od  kwietnia  do  czerwca),  jednak  ze  względu  na  ówczesną  sytuację  polityczną  i  komunizm,  we  wniosku  o  wydanie  zezwolenia  na  budowę  nie  pojawiło  się  określenie  "kaplica",  lecz  "szopa".  To  dlatego  wnętrze  Kaplicy  pozbawione  jest  sufitu  i  wzorem  szałasu  posiada  tylko  więźbę  pokrytą  dachem.  W  moim  odczuciu  nie  jest  to  jednak  mankamentem  -  wręcz  przeciwnie,  dzięki  temu  przestrzeń  we  wnętrzu  Kaplicy  jest  bardziej  otwarta  i  strzelista.  Poprzedni  opiekun  Kaplicy  -  związany  z  nią  od  początków  jej  istnienia,  nieżyjący  już  ks.  Kazimierz  Krakowczyk  -  miał  duszę  zbieracza,  któremu  nie  przeszkadzały  przybywające  co  jakiś  czas  nowe  figury,  tablice  pamiątkowe,  różańce,  czy  kwiaty.  Pozwolił  wejść  kolorom  i  swojskości  do  wnętrza  tego  niewielkiego  budynku,  stwarzając  w  nim  klimat  przytulny,  przyjazny  każdemu  gorczańskiemu  wędrowcowi,  który  tutaj  zajrzał.  W  dniu  tegorocznego  Święta  we  wnętrzu  Kaplicy  nie  znalazłam  tych  barwnych  akcentów,  panował  w  niej  półmrok  ukazujący  surowość  ścian  i  kamiennych  elementów  wystroju,  co  podkreśliło  mistyczność  i  majestat  tego  miejsca.  Nie  był  to  widok  brzydki,  ale  dał  odczuć  pewien  niedosyt.  Pozostaje  mieć  nadzieję,  że  był  to  jednorazowy  zabieg  gruntownego  wysprzątania  Kaplicy  dla  celów  uroczystości,  mający  na  celu  umożliwienie  swobodniejszego  poruszania  się  odwiedzających  ją  w  tym  dniu  ludzi  i  że  przedmioty  związane  z  księdzem  Krakowczykiem  do  niej  powrócą.

 Głównymi  materiałami  z  jakich  zbudowano  Kaplicę  były  drewno  i  kamień  -  ważącego  około  dwóch  ton  tatrzańskiego  granitu,  z  którego  wykonany  jest  ołtarz,  użyto  w  nawiązaniu  do  ukochanych  przez  Jana  Pawła  II  Tatr.  Jednak  jej  najważniejszym  i  najbardziej  przemawiającym  budulcem  są  wartości  patriotyczne  i  kult  Matki  Boskiej,  które  odnajdujemy  zarówno  w  wewnętrznej  jak  i  zewnętrznej  części  konstrukcji.  Patriotyzmem  naznaczony  jest  już  sam  plan  Kaplicy,  mający  kształt  krzyża  na  podobieństwo  orderu  Virtuti  Militari  -  najwyższego  polskiego  odznaczenia  wojskowego  obecnego  w  naszej  historii  od  czasów  Stanisława  Augusta  Poniatowskiego  i  najstarszego  nadal  aktualnego.
 Istotną  rolę  w  stylistyce  Kaplicy  odgrywa  orzeł  przedstawiony  tutaj  w  wersji  schematycznej  oraz  w  wersji  bardziej  szczegółowej  i  czytelnej  (jako  herby).  Schematyczna  wizja  orła  to  układ  belek  na  drzwiach  wejściowych,  co  w  połączeniu  z  łańcuchem  przeplecionym  przez  dwa  okrągłe  otwory  w  zamkniętych  drzwiach  Kaplicy  stanowić  miało  metaforę  zniewolonej  Ojczyzny.  Herby  natomiast  to  cztery  różne  orły,  które  wraz  z  przypisanymi  im  datami  odnoszą  się  do  dziejów  Polski  i  usytuowane  są  pod  dachem,  po  jednym  na  każdej  z  czterech  ścian  szczytowych  Kaplicy.  Nad  wejściem  (ściana  południowa)  widnieje  herbowy  orzeł  z  okresu  panowania  Kazimierza  Wielkiego  oraz  daty:  1079  (śmierć  św.  Stanisława  biskupa)  i  1979  (rok  wybudowania  Kaplicy).  Ścianie  zachodniej  przypisany  jest  herb  kojarzony  z  rządami  Stanisława  Augusta  Poniatowskiego  i  rok  1772,  w  którym  to  rozwiązaniu  uległa  konfederacja  barska.  Północną  ścianę  zdobi  herb  z  orłem  odpowiadającym  II  Rzeczpospolitej,  a  pod  nim  rok  1939  kojarzony  z  wybuchem  II  wojny  światowej.  Wschodnia  ściana  dedykowana  została  herbowi  Piastów  z  charakterystycznym  orłem  pozbawionym  korony  oraz  dacie  1944,  którą  łączy  się  działaniami  I  Armii  Ludowego  Wojska  Polskiego  i  akcją  "Burza".
 W  Kaplicy  dostrzec  można  akcenty  związane  z  górami  -  pietę  podhalańskiej  grupy  GOPR  z  charakterystycznym  błękitnym  krzyżem,  a  także  pamiątkową  tablicę  poświęconą  pamięci  polskich  himalaistów,  którzy  nie  powrócili  z  wyprawy  na  Mount  Everest  w  roku  1989  (E. Chrobak,  A.  Heinrich,  M. Dąsal,  M.  Gardzielewski  i  W.  Otręba).

 Mówiąc  o  Kaplicy  Papieskiej,  koniecznie  należy  wspomnieć  o  innej  kapliczce  -  starszej  i  o  wiele  prostszej,  ale  z  równie  głębokim  przekazem.  Jest  to  Kaplica  Partyzantów  wzniesiona  ku  pamięci  oddziału  Józefa  Kurasia  ps.  "Ogień",  wciąż  istniejąca  we  wnętrzu  Kaplicy  Papieskiej  i  ulokowana  za  granitowym  ołtarzem.  Ma  ona  postać  świerkowego  uschniętego  pnia  z  trzema  konarami  zwieńczonymi  hełmami  polskiego  żołnierza  piechoty  i  polskiego  kawalerzysty  (datowane  na  1939  rok)  oraz  żołnierza  walczącego  pod  Monte  Cassino.  Nad  konarami  utworzono  z  polskiej  szabli  i  bagnetu  krzyż.  Pień  opleciony  jest  kolczastym  drutem,  co  ma  symbolizować  wydarzenia  II  wojny  światowej,  a  także  polską  niewolę  w  niemieckich  obozach  i  łagrach  sowieckich.  Ponadto  do  pnia  przytwierdzono  kotwicę  (również  oplecioną  drutem  kolczastym) -  znak  Polski  walczącej  -  oraz  wbito  w  niego  bagnety  (niemiecki,  sowiecki,  słowacki)  symbolizujące  okupantów.  W  takim  to  otoczeniu  trzech  konarów  ustawiona  jest  figurka  Matki  Boskiej  (autorstwa  Jana  Reczkowskiego)  -  opiekunki  partyzantów  walczących  w  gorczańskich  lasach.  W  Jej  przedstawieniu  znów  pojawia  się  aluzja  do  okupacji  -  ręce  ma  związane  sznurem,  a  na  Jej  głowie  zamiast   korony  spoczywa  dłoń  interpretowana  jako  dłoń  okupanta.

 Kaplica  Papieska  sąsiaduje  z  drewnianą  dzwonnicą  o  bardzo  prostej  formie,  dzwon  okryty  jest  gontowym  daszkiem.  U  stóp  dzwonnicy  znajduje  się  pomnik  ku  czci  ofiar  katyńskich,  zaprojektowany  w  dość  oryginalnej  formie  -  wystających  z  ziemi  trzech  betonowych  dłoni.  Każda  z  nich  odnosi  się  do  innego  obozu  jenieckiego  i  innego  miejsca  mordu,  a  były  to:  Twer  (jeńcy  z  obozu  w  Ostaszkowie),  Katyń  (jeńcy  z  obozu  w  Kozielsku)  i  Charków  (jeńcy  z  obozu  w  Starobielsku).
 Nieopodal  Kaplicy  w  roku  1982  ustawiono  ołtarz  polowy,  przy  którym  odprawiane  są  do  dnia  dzisiejszego  msze  święte  -  kiedyś  słynne  tischnerowskie,  po  śmierci  księdza  Tischnera  kultywowane  już  bez  Niego,  lecz  nadal  popularne  i  przyciągające  tłumy.  Za  czasów  gospodarzenia  ks.  Krakowczyka,  który  tak  spójnie  komponował  się  z  tą  Kaplicą  (jeśli  można  tak  określić  relację  pomiędzy  budynkiem  i  człowiekiem),  odprawiano  przy  ołtarzu  także  pasterki.  I  tym  razem  pozostaje  mieć  nadzieję,  że  zwyczaj  ten  przetrwa  i  podtrzymywany  będzie  przez  obecnego  gospodarza,  ks.  Kazimierza  Dadeja.

 Nie  sposób  przejść  żółtym  szlakiem  z  Kowańca  na  Turbacz,  pomijając  Kaplicę,  nie  zatrzymując  się  w  niej  z  myślą  o  wędrówce  -  i  tej  swojej  do  tego  miejsca  przebytej,  i  tej,  którą  jest  życie.  Nie  sposób  nie  pochylić  się  w  tej  Kaplicy  nad  historią  -  nad  przeszłością,  która  jest  matką  teraźniejszości.
 Pytanie,  czy  nie  jest  zbyt  dużo  tych  symboli  zniewolonej  i okupowanej  Polski  w  tak  niewielkiej  Kaplicy,  która  ma  przecież  pełnić  funkcję  obiektu  sakralnego?  Rzeczywiście  jest  nimi  nasycona,  ale  powstała  w  czasie  trudnym  dla  losów  Polski  i  do  takich  też  losów  nawiązano.  Inna  powstać  nie  mogła.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Busem do marzeń i Festa Italiana - 10 sierpień 2014, Kalwaria Zebrzydowska



 Czytelników  naszego  bloga  zapraszamy  w  górskie  klimaty  i  tym  razem  również  słów  kilka  o  górach,  jednak  wyjątkowo  nie  o  tych  mierzonych  w  metrach  n. p. m.  Dzisiaj  odkryjemy  pasmo,  w  skład  którego  wchodzą  trzy  wierzchołki:   Chęć,  Wiara  i  Moc.  Jak  to  w  górach  bywa,  często  pomiędzy  szczytami  znajdują  się  przełęcze  -  w  tym  przypadku  są  to  Krytyka  i  Wytrwałość.  I  tylko  ci,  którzy  przez  nie  przejdą,  staną  na  wierzchołku.  :)


"Marzenia  się  nie  spełniają,  marzenia  się  spełnia"  -  w  to  wierzą  i  tym  kierują  się  młodzi  ludzie  związani  z  Kalwarią  Zebrzydowską,  którzy  nie  czekając  na  to,  co  przyniesie  jutro,  postanowili  wyjść  temu  jutru  naprzeciw  i  stworzyli  grupę  "Busem  do  marzeń".  
 Sami  o  sobie  mówią:  Jesteśmy  grupą  młodych,  pełnych  wyobraźni  i  ambicji  studentów,  którzy  postawili  sobie  jeden  cel:  spełnić  swoje  marzenie!  W  zeszłym  roku  w  nasze  ręce  trafił  bus,  zwykły  „dostawczak”,  który  już  swoje  przeżył  i  ma  swoje  lata.  Zakochaliśmy  się  w  nim  od  pierwszego   wejrzenia.  Oczyma  wyobraźni  dostrzegliśmy  jak  wiele  wspaniałych  przygód   możemy  dzięki  niemu  przeżyć  i  co  możemy  zobaczyć.  Dlatego  też  postanowiliśmy  przerobić  go  tak,  by  mogło  nim  podróżować  możliwie  jak  najwięcej  osób,  przy  jak  najmniejszych  kosztach.

 Młodzi  kalwarianie,  których  Wam  przedstawiamy,  nie  ubierają  się  w  cudze  szaty  -  otwarcie  przyznają,  że  inspirując  się  projektem  "Busem  przez  świat"  (www.busemprzezswiat.pl),  postanowili  busa  wyremontować  i  wyruszyć  w  podróż  marzeń.  To  właśnie  wtedy  stanęli  na  wierzchołku  CHĘĆ,  z  którego  rozpościerał  się  widok  na...  Przełęcz  Krytykę,  o  której  mówią:  Na  początku  chcieliśmy  zaczerpnąć  wiedzy  fachowej,  jak  się  zabrać  do   przerabiania  takiego  busa  z  ciężarowego  na  osobowy,  którym  moglibyśmy   legalnie  podróżować.  Odwiedzaliśmy  kolejnych  diagnostów,  kolejne  stacje   kontroli  pojazdów  i  kolejnych  mechaników,  którzy  mówili  nam,  że  się  to  nie  opłaca,  że  to  szaleństwo  i  że  lepiej  sobie  odpuścić,  choć  tak  naprawdę  żaden  nie  powiedział  nam  nawet,  co  musimy  zrobić,  ale  żaden  nie   powiedział  też,  że  to  niemożliwe.
 Wśród  lokalnej  społeczności  zdania  na  temat  planu  studentów  również  były  podzielone  -  obok  aprobaty  dla  ich  próby  realizowania  marzeń  i  słów  zachęty,  pojawiały  się  też  ironiczne  komentarze,  rady  skupienia  się  na  nauce,  określanie  akcji  świrowaniem  i  żenadą.  Na  szczęście  młodzi  ludzie  skierowali  wzrok  dalej  i  dostrzegli,  że  ponad  Przełęczą  Krytyką  góruje  wierzchołek  WIARA.  Bogatsi  o  nowe,  choć  nie  zawsze  przyjemne  doświadczenia,  mówią:  Nie  brakowało  takich,  którzy  chcieli  nam  podciąć  skrzydła,  ale  słowa  krytyki  jeszcze  bardziej  nas  zmotywowały  do  działania.

 Droga,  którą  podążają  dzisiaj,  biegnie  przez  Przełęcz  Wytrwałość.  Jest  to  najbardziej  wymagający  i  najdłuższy  etap,  z  jakim  młodzi  kalwarianie  muszą  się  zmierzyć,  ale  jednocześnie  etap,  najbliższy  osiągnięcia  celu,  którym  jest  wierzchołek  MOC.  A  chcą  zmierzać  w  jego  kierunku  ambitnie  i  nadać  sens  temu  zmierzaniu.  Świadomi  wyzwań  i  pracy,  jakie  na  nich  czekają,  gotowi  są  je  podjąć:  (...)  po  wielu  tygodniach  wzlotów  i  upadków  pojawił  się  pomysł  na  niepowtarzalny  projekt.  Chcielibyśmy,  aby  na  najbliższe  dwa  lata  nasz  bus  stał  się  mobilnym  centrum  informacyjno - promocyjnym  dotyczącym  największego  polskiego  przedsięwzięcia,  jakim  są  Światowe  Dni  Młodzieży  2016.  Pragniemy  nie  tylko zapraszać  młodych  ludzi  do  Krakowa  na  ten  wyjątkowy  czas,  ale  także  promować  naszą  okolicę.  Na  początek  za  cel  podróży  obieramy  trasę  Watykan  -  Kalwaria  Zebrzydowska.  Po  drodze,  przy  współpracy  z  włoską  młodzieżą,  będziemy  starać  się  dotrzeć  do  różnych  środowisk,  aby  zaszczepić  w  ich  sercach  pragnienie  odwiedzenia  Polski.

 Kontakt  z  włoską  młodzieżą  inicjatorzy  akcji  już  rozpoczęli  -  przyczyniła  się  do  tego  współpraca  "Busem  do  marzeń"  ze  stowarzyszeniami  GPS  Kalwaria  oraz  GPS  Paliano.  Członkowie  "busowej"  ekipy  integrowali  się  z  Włochami  (przebywającymi  tutaj  na  obozie  siatkarskim)  m.in.  podczas  Festa  Italiana,  która  odbyła  się  na  kalwaryjskim  rynku  10  sierpnia.  Przyjemnie  było  patrzeć  na  tych  młodych  ludzi,  przepełnionych  entuzjazmem  i  radością  życia,  którzy  pomimo  różnic  kulturowych  z  taką  swobodą  i  spontanicznością  odnaleźli  wspólny  język.  Po  degustacji  potraw  kuchni  włoskiej,  karaoke  i  tańcach,  wieczór  zakończyły  występy  młodzieżowych  zespołów  muzycznych  związanych  z  regionami  -  "Coś  Dobrego"  (gospodarze)  i  "Blue  Flowers"  (goście).  To  właśnie  energia  emanująca  z  tej  wchodzącej  w  dorosłe  życie  młodzieży,  przyczyniła  się  do  napisania  tego  postu   -  jest  widoczny  w  działaniu  tych  ludzi  szacunek  do  miejsca,  z  którego  pochodzą  i  w  którym  się  wychowali.  Nie  odcinają  się  od  swoich  korzeni  -  uczynili  z  nich  potencjał  do  swoich  dalszych  działań.  Szanują  i  doceniają  także  swoich  rodziców,  którym  publicznie  dziękują  za  to,  że  nie  tylko  dali  im  życie,  ale  wsparcie  w  rozwijaniu  się  i  podążaniu  naprzód. 

 Dlaczego  kibicujemy  kalwaryjskiej  drużynie  "Busem  do  marzeń"?  Z  tego  samego powodu,  dla  których  inni  ją  krytykują,  czyli  dlatego,  że  ci  młodzi  ludzie  robią  to,  co  robią.  Mogliby  spędzać  swój  czas  wolny  w  domach,  przyklejeni  do  komputerów.  Mogliby  kolekcjonować  puszki  po  wypitym  piwie  i  bez  celu  włóczyć  się  ulicami,  zaczepiając  przechodniów.  Mogliby  żądać  od  swoich  rodziców  tzw.  dobrobytu  w  imię  bycia  dzieckiem.  Mogliby  narzekać  na  to,  czego  nie  mają  i  mieć  pretensję,  że  samo  do  nich  nie  przyjdzie.  Mogliby  nie  robić  nic  poza  przerzucaniem  kartek  w  kalendarzu  i  wpatrywaniem  się  w  uciekające  wskazówki  zegara.  Ale  podjęli  inicjatywę,  chcą  coś  osiągnąć.  Wybrali  dynamikę  i  aktywność  zamiast  bierności.  S.  Soyka  śpiewał:  

"Życie  nie  po  to  tylko  jest,  by  brać.
Życie  nie  po  to,  by  bezczynnie  trwać.
I  aby  żyć,  siebie  samego  trzeba  dać."

 Kalwarianie  z  "Busem  do  marzeń"  podjęli  próbę  wcielenia  tych  słów  w  rzeczywistość:  Przed nami dwa trudne zadania - remont busa, który ma już swoje lata, oraz przystosowanie go do bycia nowoczesnym "muzeum na kółkach".  Możemy  pomóc  im  w  pokonaniu  zakrętów  i  za  jakiś  czas  razem  z  nimi  spoglądać  z  wierzchołka  SATYSFAKCJA  na  efekt  ich  działań.  Na  początek  udostępniamy  apel  młodych  studentów:  Z  chęcią  przyjmiemy  wszelką  pomoc,  jaką  mogą  nam  Państwo  ofiarować,  zarówno  tę  finansową,  jak  i  merytoryczną.

 Z  grupą  "Busem  do  marzeń"  i  jej  działalnością  można  zapoznać  się  bliżej  na  stronie,  którą  młodzi  stworzyli.  Kontaktować  można  się  z  nimi  poprzez  adres:  busem.do.marzen@gmail.com


ZDJĘCIA

piątek, 8 sierpnia 2014

XXXIV Święto Ludzi Gór - Turbacz, 10 sierpień 2014 - ZAPRASZAMY



 Zgodnie  z  corocznym  zwyczajem,  w  drugą  niedzielę  sierpnia,  która  w  tym  roku  przypada 10-go  dnia  miesiąca,  obchodzić  będziemy  Święto  Ludzi  Gór.  Tradycyjnie  już  na  Polanie  Rusnakowej  (nieopodal  schroniska  na  Turbaczu),  w  Kaplicy  Matki  Bożej  Królowej  Gorców,  zwanej  Kaplicą  Papieską,  o  godzinie  11:00  zostanie  odprawiona  polowa  msza  święta.  Przewodniczyć  jej  będą  kapelani  Związku  Podhalan:  ks. Władysław  Zązel  i  ks.  Jan  Gacek,  a  także  nowotarski  sercanin  ks.  Dariusz  Salamon  i  ks.  Kazimierz  Dadej  (również  sercanin).  Dla  ks.  Kazimierza  Dadeja  będzie  to  zapewne  msza  wyjątkowa,  gdyż  jest  on  kapelanem  Kaplicy  Papieskiej  zaledwie  od  1  lipca  br.,  kiedy  to  objął  funkcję  opiekuna  tego  miejsca  jako  następca  zmarłego  w  marcu  ks.  Kazimierza  Krakowczyka.  Będzie  to  pierwsza  msza  św.  ks.  kapelana  Dadeja,  którą  odprawi  w  Święto  Ludzi  Gór.
 Podczas  mszy  św.  na  ołtarzu  wystawione  zostaną  relikwie  Jana  Pawła  II,  który  z  górami  był  mocno  związany  i  sercem,  i  duchem,  i  który  wielokrotnie  powtarzał:  "Pilnujcie  mi  tych  szlaków".  Pilnujemy  i  pamiętamy.  Relikwie  papieskie  pozostaną  w  Kaplicy  pod  Turbaczem.  Pozostanie  tam  również  tablica,  jaką  Nowotarski  Związek  Podhalan  ufundował  ku  pamięci  jej  poprzedniego  kapelana  śp.  ks.  Krakowczyka.


 Dla  nas,  którzy  spotkamy  się  na  Polanie  Rusnakowej,  będzie  to  czas,  który  spędzimy  wspólnie  i  równocześnie  indywidualnie.  Czas  podziękowań  i  próśb,  czas  zadumy  i  rozmyślań.


poniedziałek, 28 lipca 2014

13 październik 2013 - Kriváň (Krywań)



 Z  wędrówki  na  Krywań  przywieźliśmy  miłe  wspomnienia,  ale  także  niedosyt,  który  z  pewnością  zmotywuje  nas  do  powtórnego  stanięcia  przy  krywańskim  krzyżu.  A  to  dlatego,  że  gdy  zbliżaliśmy  się  do  szczytu,  utonął  w  chmurach  i  mgle,  a my  zamiast  oglądać  rozpościerające  się  z  niego  panoramy,  oglądaliśmy...  sałatkę  z  pomidorów  i  mozzarelli,  i  siebie.  :)  Gdybyśmy  na  szczyt  dotarli  pół  godziny  wcześniej,  punkt  w  walce  z  chmurami  byłby  po  naszej  stronie.  Ostatecznie  wybaczyliśmy  jednak  obłokom,  bo  ładnie  kontrastując  z  błękitem  nieba,  stworzyły  malownicze  widoki,  które  mogliśmy  podziwiać  w  drodze  powrotnej.

 Krywań  osiąga  wysokość  2495 m  n.p.m.,  aczkolwiek  niektóre  źródła  podają  o  metr  mniej  lub  więcej.  Przez  pewien  czas  uznawany  był  za  najwyższy  szczyt  Tatr  -  pogląd  ten  obalił  w  1793  roku  Robert  Townson  przeprowadzonymi  badaniami  pomiarowymi.  Nie  można  natomiast  odebrać  Krywaniowi  tego,  iż  jest  najbardziej  przewyższonym  szczytem  tatrzańskim  -  od  dna  Kotliny  Liptowskiej  (Liptovská  kotlina)  dzieli  go  1400 m,  od  dna  Doliny Koprowej  (Kôprová  dolina)  1300  m.  Nazwę  zawdzięcza  swojemu  wykrzywionemu  kształtowi  w  części  podszczytowej.
 Położony  jest  pomiędzy  dolinami:  Koprową  na  zachodzie,  Niewcyrką  (Nefcerská  dolina)  na  północy  i  Ważecką  (Važecká  dolina)  na  wschodzie.  Południowe  zbocza  Krywania  opadają  w  stronę  Wielkiego  Żlebu  Krywańskiego  (Veľký  žľab),  który  znajduje  się  pomiędzy  dwoma  szlakami  turystycznymi  prowadzącymi  na  Krywań.
 Są  to  szlaki:  niebieski  i  zielony,  który  łączy  się  z  niebieskim  przy  Rozstajach  pod  Krywaniem  (Rázcestle  pod  Kriváňom)  na  wysokości  2140 m  n.p.m.  Wędrówkę  szlakiem  niebieskim  rozpoczyna  się  przy  Jamskim  Stawie  (Jamské  pleso),  by  potem  podążać  przez  Przedni  Handel  (Predný  handel)  i  Zadni  Handel  (Zadný  handel)  w  Dolinie  Ważeckiej  oraz  Pawłowy  Grzbiet  (Pavlov  chrbát).  My  wybraliśmy  szlak  zielony  -  zostawiliśmy  samochód  na  parkingu  nieopodal  dawnego  schroniska  Ważecka  Chata  (Važecká  chata)  i  udaliśmy  się  Drogą  Wolności  (Cesta  Slobody)  w  rejon  Trzech  Studniczek  (Tri  studničky).  Stąd  nasza  droga  wiodła  przez  położony  na  1576 m  n.p.m.  Gronik  (Grúnik)  aż  do  wspomnianych  Rozstajów  pod  Krywaniem.  Następnie  przetrawersowaliśmy  Wielki  Żleb  Krywiański  i  mijając  Mały  Krywań  (Maly  Krivań),  wznoszący  się  na  2335 m  n.p.m.,  dotarliśmy  do  Przełączki  Krywańskiej  (Daxnerovo  sedlo  -  od  nazwiska  Słowaka  Štefana  Daxnera,  uczestnika  walk  o  niepodległość  i  narodowej  wycieczki  na  Krywań  w  1861 roku).  Tutaj  czekała  na  nas  nagroda  za  przebytą  dotychczas  drogę  -  widok  na  Zielony  Staw  Ważecki  (Zelené  pleso  Krivánske)  położony  u  stóp  Jamskiego  Grzebienia  (Jamský hrebeň),  znikającego  już  w  opadających  chmurach.  Grań  Małego  Krywania,  którą  pozostawiliśmy  za  sobą,  ukazała  nam  się  już  prawie  do  połowy  wysokości  zakryta  chmurami.  I to  właśnie  w  towarzystwie  chmur  coraz  liczniej  przybywających  nad  nasze  głowy,  wspięliśmy  się  na  szczyt  Krywania,  gdzie  znajduje  się  drewniany  krzyż  lotaryński  symbolizujący  niepodległą  Słowację,  a  także  (na  jednym  z  głazów)  tablica  upamiętniająca  mocno  związanego  z  kulturą  i  działaniami  niepodległościowymi  Słowaka  -  Ľudovíta  Štúra  -  który  swoją  wędrówką  na  Krywań  16  sierpnia  1841  roku  (w  towarzystwie  grupy  orędowników  niepodległości  słowackiej)  przyczynił  się  do  narodzin  tradycji  corocznej  narodowej  wędrówki  Słowaków  na  Krywań.

 Odcinek  pomiędzy  Studniczkami  a  Rozstajami  jest  dość  długi  i  ciągły,  przez  co  niektórym  może  wydać  się  nużący.  Ja  jednak  oceniam  go jako  ciekawy,  gdyż  ładnie  i  wyraźnie  pokazuje  zmianę  górskich  pięter  przyrodniczych,  przejścia:  las  -  kosodrzewina,  kosodrzewina  -  hale  i  hale  -  piargi / rumowiska  skalne.  Ponadto  w  części  południowego  zbocza  Gronika,  zobaczyć  można  zrekonstruowany  bunkier  oraz  pamiątkową  tablicę,  usytuowane  w  miejscu  walk  słowackiego  oddziału  partyzantów  Vysoké Tatry  z  Niemcami,  w  których  to  w  1945  roku  poległo  sześciu  partyzantów  wraz  ze  swoim  dowódcą  Štefanem  Morávką.   Ku  pamięci  S.  Morávki,  który  przed  wstąpieniem  do  partyzantki  był  uczestnikiem  Słowackiego  Powstania  Narodowego,  poświęcona  jest  także  osobna  tablica,  umieszczona  na  głazie  nieopodal.  Do  bunkra  prowadzi  ścieżka  oddalona  od  zielonego  szlaku  o  jedną,  dwie  minuty  marszu.
 Droga  wiodąca  od  Rozstajów  pod  Krywaniem  w  kierunku  szczytu,  jest  już  bardziej  wymagająca  -  biegnie  wśród  rumowiska  skalnego  i  różnej  wielkości  głazów.  Im  bliżej  wierzchołka  tym  bardziej  trzeba  uważać,  ale  nie  tyle  z  powodu  trudności  szlaku  (choć  spacerowy  nie jest),  co  z  powodu  zagęszczenia  ludzi  na  nim  i  wynikającej  stąd  konieczności  mijania  się  na  linii  wychodzący  -  schodzący.

 Bez  wątpienia,  pomimo  upływu  czasu  i  szeregu  zmian,  jakie  zaszły  na  słowackiej  ziemi  od  momentu,  gdy  stała  się  ona  niepodległa,  Krywań  nadal  odgrywa  w  kulturze  i  w  życiu  Słowaków  dużą  rolę.  O  tym  jak  dużą,  świadczy  nie  tylko  kultywowanie  narodowych  wędrówek  na  krywański  szczyt,  ale  również  obecność  wizerunku  Krywania  w  istotnych  elementach  słowackiej  codzienności  -  na  banknotach  i  monetach,  a  swego  czasu  także  w  godle  narodowym.

 Przy  planowaniu  wędrówki  na  Krywań  koniecznie  trzeba  wziąć  pod  uwagę  brak  schronisk  na  całym  odcinku  trasy  (poza  punktami  początkowymi,  w  których  rozpoczynamy  wejście  na  szlak)  i  w  związku  z  tym  wyposażyć  się  w  odpowiedni  do  rodzaju  wędrówki  ekwipunek.

ZDJĘCIA


środa, 23 lipca 2014

29 wrzesień 2013 - Przełęcz Karb



 Kolejna  nasza  tatrzańska  wędrówka  wiodła  z  Kuźnic  przez  schronisko  Murowaniec  na  Przełęcz  Karb.  Trasa  niezbyt  długa,  ale  za  to  ze  wspaniałym  widokiem  na  Kościelec,  który  w  całym  swoim  majestacie  raz  po  raz  wyłaniał  się  zza  spowijających  go  chmur,  znów  potwierdzając,  że  jest  jednym  z  tych  tatrzańskich  szczytów,  którego  nie  da  się  po  prostu  minąć,  bez  przystanięcia  na  szlaku  i  spojrzenia  w  jego  kierunku.  Jest  w  Kościelcu  coś  trwale  magnetycznego.
 Niespodziankę  sprawiła  nam  także  pogoda  -  słońce  przyjemnie  rozleniwiało  jesiennymi,  ale  jeszcze  ciepłymi  promieniami,  zachęcając  do  niespiesznego  tempa  marszu  i  w  połączeniu  z  powietrzem  stworzyło  idealne  warunki  do  uwieczniania  widoków  na  fotografiach.
 Sama  Przełęcz  Karb  wznosi  się  na  1853 m  n.p.m.  i  oddziela  Kościelec  od  Małego  Kościelca.  Dotrzeć  na  nią  można  dwoma  szlakami  -  zielonym  od  strony  Czarnego  Stawu  Gąsienicowego  (którym  właśnie  podążaliśmy)  albo  niebieskim  odchodzącym  na  zachód  do  szlaku  czarnego  (prowadzącego  z  Murowańca  na  Świnicką  Przełęcz).  Dawniej  z  Przełęczy  Karb  można  było  dojść  bezpośrednio  na  Przełęcz  Świnicką  szlakiem  wytyczonym  przez  Towarzystwo  Tatrzańskie,  jednak  po  II  wojnie  światowej  został  on  zamknięty  dla  turystów.  W  rejonie  Karbu  istniał  do  1961  roku  jeszcze  jeden  szlak  łączący  Przełęcz  z  Czarnym  Stawem  Gąsienicowym  -  poprowadzony  żlebem  (bardziej  na  wschód  od  aktualnego  zielonego  szlaku).
 Na  Karb  warto  wybrać  się  nawet  wtedy,  gdy  nie  jest  ona  przystankiem  w  drodze  na  Kościelec.  A  to  dlatego,  że  Przełęcz  jest  całkiem  dobrą  platformą  widokową  -  poza  panoramą  z  Kościelcem  na  pierwszym  i  Świnicą  na  drugim  planie,  przy  bezchmurnej  pogodzie  można  zobaczyć  z  niej  Dolinę  Gąsienicową  w  całej  okazałości.  A  jest  Dolina  Gąsienicowa  piękną  doliną,  aczkolwiek  trochę  niedocenianą  -  to  tutaj,  w  jej  zachodniej  części,  znajdują  się  urocze  stawy,  m.in.  Litworowy,  Zielony,  Kurtkowiec,  Dwoisty.

wtorek, 22 lipca 2014

28 wrzesień 2013 - Czerwone Wierchy, Ścieżka nad Reglami



 Czerwone  Wierchy  są  jednym  z  tych  miejsc,  o  których  z  całą  pewnością  nie  wypowiem  się  obiektywnie.  A  to dlatego,  że  już  przy  pierwszym  moim  spotkaniu  z  nimi,  uznałam  je  za  jeden z  najpiękniejszych  regionów  polskich  Tatr.  Być  może  stało  się  tak  za  sprawą  ciepłej,  złotej  polskiej  jesieni,  która  wtedy  pokrywała  zbocza  Wierchów  całą  paletą  swoich  barw  -  od  miodowej  poprzez  rudości,  aż  po  kasztanowy  brąz  -  a  słońce  świetlistymi  refleksami  dodatkowo  podkreślało  głębię  kolorów.  W  każdym  razie  ta  jedna  wędrówka  wystarczyła,  bym  "jesienne  Czerwone  Wierchy"  wpisała  obok  "wiosennych  krokusów"  do  kanonu  swoich  corocznych,  obowiązkowych  wędrówek,  tworzących  taką  małą,  tatrzańską  tradycję.
Wyruszając  po raz  kolejny  na  szlak,  spodziewałam  się  zobaczyć  obrazy  podobne  do  ubiegłorocznych,  a  jednak  Wierchy  postanowiły  mnie  zaskoczyć  i  tym  razem  kolorowe  pejzaże  urozmaicone  były  srebrzystym  szronem  i  białymi  plamami  śniegu.  Okazało  się,  że  sit  skucina,  źdźbła  traw  i  gałązki  borówki  zamknięte  w  lodowym  krysztale  potrafią  dodać  skrzydeł  i  nie  trzeba  wcale  Red Bulla,  by  odlecieć. :)  Zauroczona  tym  widokiem,  stwierdziłam,  że  natura  ludzka  jest  jednak  zachłanna  -  już  wtedy  przemknęła  myśl  o  kolejnej  jesieni  i  o  tym,  jakie  jeszcze  oblicze  mi  te  Czerwone  Wierchy  w  przyszłości  pokażą? 
Tradycyjnie  już  wędrówkę  grzbietem  Czerwonych  Wierchów  odbywam  ze  wschodu  na  zachód  wraz  z  wędrującym  słońcem,  a  jej  początek  wyznacza  wznosząca  się  na  2005 m n.p.m.  Kopa  Kondracka,  do  której  docieram  od  strony  Przełęczy  pod  Kondracką  Kopą  (z  Kuźnic  niebieskim  szlakiem  do  schroniska  na  Hali  Kondratowej  i  następnie  zielonym  na  Przełęcz).  Dalej  podążam   poprzez  leżący  na  2096 m n.p.m.  Małołączniak,  prowadzący  na  najwyższy  z  Czerwonych  Wierchów,  którym  jest  mająca  2122 m n.p.m. Krzesanica.  Ostatnim  etapem  tej  wędrówki  jest  2096 m n.p.m. i  Ciemniak,  z  którego  roztaczają  się  wspaniałe  widoki  na  pozostałe  trzy  Wierchy  oraz  Tatry  Wysokie  w  tle.  

 Nazwę  swoją  Czerwone  Wierchy  zawdzięczają  porastającej  je  sit  skucinie,  a  właściwie  jej  barwie,  która  z  końcem  lata  nabiera  odcienia  żółtego,  by  jesienią  osiągnąć  barwę  rudo-czerwoną.  Ta,  wydawać  by  się  mogło,  niepozorna  "trawiasta"  roślina,  w  rzeczywistości  będąca  przyrodniczym  malarzem,  ma  tutaj  wręcz  idealne  warunki  do  życia,  a  zapewniają  je  skały  osadowe,  łupki  i  granity.  Wierchy  wchodzące  w  skład  pasma  oddzielone  są  od  siebie  Przełęczami:  Małołącką,  Litworową  i  Mułową.  Od  strony  polskiej  ich  stoki  opadają  ku  Dolinom:  Kondratowej,  Małej  Łąki,  Litworowej,  Mułowej  i  Tomanowej,  od  strony  słowackiej  ku  Dolinie  Cichej.  

 Na  Czerwone  Wierchy  od  polskiej  strony  prowadzą  cztery  szlaki  -  dzięki  temu  długodystansowcy  mogą  przejść  przez  Wierchy  jednym  ciągiem,  a  zwolennicy  krótszych  wędrówek  mogą  na  każdy  z  Wierchów  dotrzeć  podczas  osobnej  wycieczki.  Jedynie  Krzesanica  dostępna  jest  wyłącznie  jako  kontynuacja  szlaku  biegnącego  od  strony  Ciemniaka  lub  Małołączniaka,  aczkolwiek  nie  jest  to  duża  odległość  i  warto  ją  pokonać  choćby  dla  charakterystycznych  kopczyków  kamieni  pokrywających  jej  szczyt.  Kopczyki  układane  są  jako  forma  oznaczenia  szlaku,  gdy  brak  innych  oznaczeń,  jednakże  te  "krzesanickie"  mają  raczej  charakter  symboliczny  -  mogą  być  śladem  czyjejś  wędrówki,  pomnikiem  pamięci  o  kimś  zmarłym,  rodzajem  podziękowania  (modlitwy)  za  możliwość  dotarcia  na  szczyt.     
 Najbardziej  łagodnym  szczytem  wśród  Wierchów  jest  Kopa  Kondracka,  która  w  przeszłości  wykorzystywana  była  do  wypasu  owiec.  Jest  bardzo  dobrym  punktem  widokowym,  jeśli  chcemy  spojrzeć  w  kierunku  Goryczkowej  Czuby,  Kasprowego  Wierchu  i  Tatr  Wysokich  ze  Świnicą  na  pierwszym  planie.  W  okolicy  Przełęczy  Małołąckiej  pomiędzy  Kopą  i  Małołączniakiem  na  wysokości  Wyżniej  Świstówki  można  zauważyć  pozostałości  dawnego  szlaku  turystycznego,  obecnie  wyłączonego  z  ruchu  turystycznego  i  wykorzystywanego  czasami  przez  grotołazów  jako  perć  podejściowa  do  jaskiń.  To  właśnie  na  obszarze  Czerwonych  Wierchów  zlokalizowane  są  najgłębsze  polskie  jaskinie  -  Wielka  Śnieżna  Jaskinia  (776 m  gł.)  oraz  Śnieżna  Studnia  (730 m gł.).  Otwory  tych  jaskiń  kryje  Małołączniak,  a  dokładnie  jego  północno - wschodnie  stoki.  

 Czerwone  Wierchy  umożliwiają  eksploatację  nie  tylko  piechurom  i  grotołazom,  ale  również  taternikom  -  Drogę  Mroza  w  ścianie  Wielkiej  Turni  (Małołączniak),  Drogę  Nowińskich  w  ścianie  Ratusza  Mułowego  (Krzesanica)  i  Direttissimę  północnej  ściany  Kazalnicy  Miętusiej  (Ciemniak).

 Przy  okazji  tejże  wędrówki  przez  Czerwone  Wierchy  warto  wspomnieć  o niedocenianej  Ścieżce  nad  Reglami,  na  którą  trafiłam  w  drodze  powrotnej,  jako  że  lubię  robić  "pętelki",  aby  nie  wracać  tym  samym  szlakiem.  Ścieżka  ta  prowadziła  mnie  od  rozwidlenia  szlaków  czerwonego  (prowadzącego  z  Doliny  Kościeliskiej  na  Ciemniak)  i  zielonego  (Dolina  Kościeliska - Kiry)  poprzez  Przełęcz  Przysłop  Miętusi  i  Przełęcz  w  Grzybowcu  aż  do  Drogi  pod  Reglami  i  ulicy  Strążyskiej.  Trasa  pokazała  walory  Doliny  Miętusiej,  Skoruśniaka,  Dolin  Grzybowieckiej  i  Strążyskiej,  tym  samym  zachęcając  do  szerszego  zapoznania  się  ze  Ścieżką  nad  Reglami  w  przyszłości.

 Co  istotne  przy  planowaniu  wędrówek  (zwłaszcza  jednorazowych,  całym  pasmem),  grzbiet  Czerwonych  Wierchów  jest  terenem  mocno  otwartym,  pozbawionym  schronisk,  które  znajdują  się  w  znacznych  odległościach  od  pasma  -  od  zachodu  jest  to  schronisko  Ornak  (około  2 godz  45 min  drogi  ze  szczytu  Ciemniaka),  od  wschodu  schronisko  na  Hali  Kondratowej  (około  1 godz  drogi  ze  szczytu  Kopy  Kondrackiej).  O  ile  w  przypadku  wycieczki  na  samą  tylko  Kopę  Kondracką  i  nagłego  załamania  pogody  mamy  szansę  na  szybsze  zawrócenie  i  dotarcie  do  bezpiecznego  miejsca,  o  tyle  będąc  na  pozostałym  odcinku  pasma,  zdani  jesteśmy  raczej  na  łaskę  losu.  Należy  o  tym  pamiętać  już  na  etapie  planowania,  wybierając  dni  z  dużym  prawdopodobieństwem  dobrej  pogody  i  być  dobrze  wyposażonym  w  cieplejszą  i  przeciwdeszczową  odzież  oraz  zapas  jedzenia  i  wody  (szczególnie  latem,  gdy  pogoda  lubi  się  zmieniać  z  upalnej  w  burzową).

poniedziałek, 14 lipca 2014

6/7 czerwiec 2014 - Chłosta Beskidzka - RELACJA w obiektywie Kasi



 Beskidzka  wędrówka  na  osiem  łap,  czyli  Ona  jedna  i  ich  dwóch  -  Kasia,  Paweł  i  Bazyl.  Tym  razem  na  szlak  wyruszyli  pod  banderą  Watra  Team,  a  Kasia,  pomimo  iż  była  na  Chłoście  jedyną  reprezentantką  naszego  blogowego  zespołu,  godnie  stawiła  czoła  wyzwaniu  i  zadanie  wykonała.  Jesteśmy  dumni  i  gratulujemy  całej  trójce  -  także  najmniejszemu  uczestnikowi  wędrówki,  który  mimo  tego,  że  miał  więcej  łap,  nie  miał  wcale  łatwiej  i  dzielnie  zniósł  "chłościane"  trudy.
 Nagrodą  za  zmęczenie  dla  całej  trójki  była  pogoda  sprzyjająca  pięknym  widokom  na  pokonywanej  trasie,  poznanie  ciekawych  ludzi  w  trakcie  przemierzania  Beskidów,  relaks  na  zielonym  dywanie  utkanym  ze  świeżej,  czerwcowej  trawy  i  wspomnienia,  których  nikt  im  nie  odbierze,  a  nie  jeden  pozazdrości. :)  

ZDJĘCIA


poniedziałek, 2 czerwca 2014

ZAPRASZAMY - piątek 6 czerwiec - Chłosta Beskidzka

 Nie  jesteśmy  wprawdzie  organizatorami,  ale  jako  uczestnicy  zapraszamy  wszystkich  chętnych  do  wędrówki  łączącej  Beskid  Śląski  z  Beskidem  Żywieckim.  Wyruszamy  w  najbliższy  piątek -  6  czerwca  o  godz.  17:00  ze  schroniska  Skrzyczne.

 Jeśli  ktoś  zdecyduje  się  na  udział,  można  tutaj  poruszać  wszelkie  istotne  kwestie,  m.in.  transportu  i  dołączenia  do  naszej  grupy,  gdyby  ktoś  chciał  iść,  a  nie  będzie  miał  towarzystwa.

 Poniżej  link  do  wydarzenia  utworzonego  przez Organizatora  na  wszechobecnym  facebook-u :)

 Znajdziecie  tam  szczegóły  akcji  -  wytyczne  organizacyjne  jak  również  przebieg  trasy  oraz  zdjęcia  ze  szlaków,  którymi  wiedzie  trasa.

https://www.facebook.com/events/580530035350238/651144241622150/?notif_t=plan_mall_activity

21 wrzesień 2013 - Księża Góra (grzybobranie)


 Aż  kusi,  by  dodać:  i  tylko  grzybów  brak...  Niestety  w  przeciwieństwie  do  poprzedniego  roku,  rok  2013  nie  obfitował  w  okazy  jadalne  i  tym  razem  kosze  i  plecaki  wróciły  do  domów  prawie  puste.  Na  pocieszenie  udało  się  uchwycić  kilka  ładnych  widoków  i  napotkanych  po  drodze  małych  gospodarzy  lasu.  A  droga  wiodła  nie  przez  góry  wysokie,  lecz  w  Beskidzie  Wyspowym,  z  miejscowości  Wiśniowa  szlakiem  na  Księżą  Górę,  wznoszącą  się  na  649 m.n.p.m.  Księża  Góra  należy  do  pasma  Ciecienia,  na  jej  wierzchołku  usytuowana  jest  wieża  widokowa  -  akurat  w  czasie  naszej  wędrówki  nieczynna  z  powodu  kiepskiego  stanu  konstrukcji  i  zagrożenia  zawaleniem.  Znów  na  pocieszenie  :)  obok  wieży  znajduje  się  kilka  ławeczek,  na  których  można  przysiąść  i  delektować  się  ciszą.  Jest  też  mały  ołtarzyk.
 Widoki  z  wieży  nie  są  bardzo  okazałe,  gdyż  sporo  zasłaniają  korony  drzew,  jednak  w  złotawych,  jesiennych  barwach  i  ten  "liściasty  parawan"  ma  swój  urok.  Panoramy,  które  można  zobaczyć  przy  dobrej  pogodzie  to  pasmo  Lubomira  i  Łysiny.
 Tutaj  trochę  zdjęć  z  dwóch  ostatnich  lat  -  dla  zachęty,  gdyby  ktoś  miał  ochotę  na  taki  bardziej  dynamiczny  spacer.  No  i  cóż,  nam  pozostaje  poczekać  do  jesieni  i  po  raz  kolejny  spróbować  zapełnić  koszyki.  :)

ZDJĘCIA


05 wrzesień 2013 - Starorobociański Wierch (Kończysty i Trzydniowiański Wierch)



 Podążając  za  wspomnieniami,  tym  razem  docieramy  na  2176  m.n.p.m.  i  Starorobociański  Wierch  -  najwyższy  szczyt  Tatr  Zachodnich,  położony  we  fragmencie  grani  Tatr  oddzielającym  polską  Dolinę  Starorobociańską  od  słowackiej  Doliny  Raczkowej.  Nazwę  swoją  zawdzięcza  pasterzom  liptowskim  i  juhasom  z  Hali  Stara  Robota,  którzy  niegdyś  wypasali  owce  na  zboczach  szczytu  i  w  prowadzących  ku  niemu  dolinach.  Hala  zaś  swą  nazwą  nawiązuje  do  starych,  nieczynnych  wyrobisk  zlokalizowanych  na  jej  obszarze  w  Banistym  Żlebie  i  będących  pozostałością  XVIII - wiecznego  (a  ponoć  i  jeszcze wcześniejszego)  procesu  wydobywania  tutaj  rudy  żelaza.
 Wędrówka  na  Starorobociański  Wierch  była  wędrówką  samotną  [bardziej  pasuje,  choć  gorzej  brzmi  "solową",  bo  samotna  się  w  Tatrach  nie  czuję]  i  zrodziła  się  z  zauroczenia  tatrzańską  jesienią  oraz  chęci  poznania  kolejnego  fragmentu  Tatr.  O  jesieni  tatrzańskiej  słów  więcej  w  kolejnej  relacji,  a  tymczasem  subiektywne  [lecz  poparte  foto-dowodami :)]  stwierdzenie,  iż  jest  ona  jednym  z  piękniejszych  obrazów  natury  i  najlepszą  porą  na  poznawanie  Tatr  Zachodnich,  jeśli  ktoś  poza  nabijaniem  kilometrów  na  szlaku,  lubi  zachwycić  się  tym,  co  wokół  niego  i  przystanąć,  popatrzeć.  A  jest  na  co,  bo  zwłaszcza  przy  słonecznej  pogodzie  ze  zboczy  i  grani  wydobywają  się  różne  odcienie  rudości  -  od  płowiejącej  po  ognistą.  Pięknie  to  kontrastuje  z  błękitem  nieba.
Trasa,  którą  wybrałam,  wiodła  z  Doliny  Chochołowskiej  przez  Dolinę  Starorobociańską  i  Przełęcze:  Siwą,  Raczkową  i  Gaborową.  Niedaleko  za  Polaną  Starorobociańską,  ale  po  drugiej  stronie  potoku  znajduje  się  Polana  Dudówka,  na wprost  której  można  jeszcze  zauważyć  pozostałości  ścieżki  prowadzącej  kiedyś  ku  zachodniemu  stokowi  Ornaku  i  kopalni  miedzi,  srebra  i  pirytu.  Podążając  szlakiem  dalej,  w  stronę  Starorobociańskiej  Równi,  po  prawej  stronie  oglądam  Trzydniowiański  Wierch  i  Kończysty,  po  lewej - pasmo  ornaczańskie.  A  w  końcu  i  cel  wędrówki  -  Starorobociański  Wierch.  Z  Siwych  Turni  bardzo  dobrze  widoczne  są  Wielkie  Jamy  -  strome  urwisko  opadające  w  kierunku  Zagonów  w  Dolinie  Starorobociańskiej.  Na  wierzchołek  wchodzę,  przechodząc  przez  Raczkową  Przełęcz  [z  widokiem  na  Liliowy  Upłaz]  i  dalej  główną  granią.  Ze  Starorobociańskiego  Wierchu  spoglądam  na  słowackie  Doliny  Raczkową  i  Gaborową,  na  Tatry  Zachodnie  z  Błyszczem  na  pierwszym  i  pasmem  Czerwonych  Wierchów  na  drugim  planie,  na  Tatry  Wysokie  w  tle.  Pomiędzy  Starorobociańskim  Wierchem  i  Kończystym  znajduje  się  ciekawy  w  rzeźbie  rów  tektoniczny,  który  mijam  wracając  do  Doliny  Chochołowskiej  przez  Kończysty  Wierch  i  w  dalszej  kolejności  przez  Trzydniowiański,  aż  do  Polany  Trzydniówki.
Cała  trasa  [w  moim  odczuciu]  należy  do  łatwych  i  przyjemnych,  choć  nie  najkrótszych.  Długodystansowcom  powinna  się  spodobać.  :)

ZDJĘCIA


środa, 21 maja 2014

11 sierpień 2013 - Szpiglasowy Wierch



 Zapraszamy  Was  w  Tatry  Wysokie.  Tym  razem  szlakiem  wiodącym  znad  Morskiego  Oka  udaliśmy  się  na  sięgający  2172  m.n.p.m.  Szpiglasowy  Wierch,  który  obecną  nazwę  otrzymał  w roku  1951,  a  wcześniej  znany  był  jako  Gruby  Wierch.
 Ocena  trudności  trasy  to  kwestia  indywidualna  -  w  dużej  mierze  wynikająca  z  dotychczas  zdobytego  doświadczenia  górskiego,  kondycji,  a  nawet  gustu  -  jednak  w  naszym  odczuciu  jest  to  szlak  przyjemny,  pozbawiony  znacznej  ekspozycji  i  już średnio  zaprawionym  piechurom  nie  powinien  sprawić  trudności.  A  naprawdę  warto  poznać  ten  fragment  naszych  Tatr.  Wędrując  spokojnym,  równym  tempem  można  podarować  mięśniom  porcję  ruchu,  a  równocześnie  podziwiać  wspaniałe  widoki,  rozpościerające  się  ze  szlaku  na  różne  partie  i  regiony  tatrzańskie  -  m.in.  Dolinę  Pięciu  Stawów  Polskich,  Dolinę  Ciemnosmreczyńską  i  Dolinę  Koprową.  Oczywiście  im  wyżej  się  znajdujemy,  tym  wokół  nas  jest  piękniej.  O czym  możecie  przekonać  się  sami,  oglądając  fotorelację  zamieszczoną  poniżej.  :)

piątek, 24 stycznia 2014

19 - (20) 21 lipiec - VII Wyrypa Beskidzka - relacja

Letnia  edycja  Wyrypy  Beskidzkiej  udana  była  dla  wszystkich  jej  uczestników,  jednak  niektórzy  z  nich  pokazali,  że  dla  chcącego  (?)  nic  trudnego i  nawet  najbardziej  misternie  ułożony  plan  można  przegibać... :) A  to  za  sprawą  wydarzeń  spod  Przełęczy  Przegibek,  o  czym  poniżej.

Na  starcie  w  Zwardoniu  stanęliśmy  w  dość  licznym  składzie,  który  reprezentowany  był  także  przez  dwa  sympatyczne  czworonogi  -  Airona  i  Nikitę.  Pewien  etap  trasy  przeszliśmy  wspólnie,  potem  grupa  podzieliła  się  na  mniejsze  podzespoły,  by  każdy  mógł  iść  w  tempie,  jakie  mu  odpowiadało.
Po  drodze  zdarzało  nam  się  spotykać  komary,  dla  których  -  ku  naszej  radości  -  nie  stanowiliśmy  jednak  wymarzonego  towarzystwa,  co  zawdzięczaliśmy  skutecznie  działającym  aerozolom  zapachowym.
Nieopodal  Przełęczy  Przegibek  postanowiliśmy,  że  nasza  trójka  robi  kilkugodzinną  przerwę  na  sen,  by  zaraz  po  wschodzie  słońca  ze  świeżą  energią  wyruszyć  w  dalszą  drogę.  Po skonsumowaniu  pierogów  z  jagodami  ułożyliśmy  się  na  ławkach,  gotowi  do  drzemki.  Najwięcej  energii  odzyskała  Julka  zanurzona  w  swoim  śpiworze,  której  nie  przeszkadzały  nawet  odgłosy  burzy  przechodzącej  gdzieś  obok.  Ci,  którym  nie  chciało  się  za  bardzo  obciążać  plecaków  i  zostawili  śpiwory  w  samochodzie  w  Zwardoniu,  mieli  okazję  przekonać  się,  że  lenistwo  nie  popłaca,  a  podwójna  warstwa  odzieży  i  folia  termiczna  są  rozwiązaniem  awaryjnym,  nie  komfortowym.  Najgorzej  nie  było,  ale  sen  mieliśmy  przerywany  rześkością  powietrza.

Gdy  niebo  zaczęło  zmieniać  barwę  z  granatowego  na  niebieską,  zwinęliśmy  nasz  mały  obóz  i  wyruszyliśmy  w  dalszą  drogę  z  zamiarem  zjedzenia  śniadania  w  bacówce  PTTK  na  Wielkiej  Rycerzowej,  od  której  dzieliło  nas  1,5h  marszu.  Nie  wiedzieliśmy  jeszcze,  że  na  rozstaju  szlaków,  przy  tablicy  informacyjnej,  podążymy  szlakiem  czerwonym,  ale  w  zupełnie  przeciwnym  kierunku,  bo  "co będziecie czytać? chodźcie, chodźcie,  później  poczytacie" :)  [tutaj  pozdrawiam  Janka :)]
Śniadanie  zjedliśmy  prawie  3h  od  pobudki,  w  schronisku...  na  Wielkiej  Raczy.  Smakowało  nam  dwa  razy  bardziej,  niż  to,  które  mielibyśmy  zjeść  zgodnie  z  wcześniejszym  zamiarem.
Wiedząc  już,  dokąd  dotarliśmy  i  mając  do  wyboru  dwie  drogi,  by  w  jakikolwiek  sposób  przybliżyć  się  do  celu  naszej  Wyrypy,  od  którego  byliśmy  znacznie  oddaleni,  jednogłośnie  zdecydowaliśmy,  że  możemy  iść  każdą  drogą,  byle  tylko  nie  wracać  tym  samym  czerwonym  szlakiem,  który  nas  do  Wielkiej  Raczy  przywiódł.  Zdecydowaliśmy  się  improwizować  dalej  i  podążyliśmy  żółtym  szlakiem  do  Rycerki  Górnej  Kolonii,  a  stamtąd  do  Rycerki  Dolnej,  gdzie  byliśmy  już  całkiem  rozbawieni  naszą  sytuacją i  skąd  skontaktowaliśmy  się  z  naszą  Kasią  [pozdrawiam  Kasię :)],  która  przesłała  nam  rozpiskę  punktów,  do  których  powinniśmy  podążać  już  zgodnie  z  planem  Wyrypy.
W  Rycerce  wsiedliśmy  do  busa,  dojechaliśmy  do  Rajczy  i  stamtąd  pieszo  wyruszyliśmy  do  Kręcichwostów,  by  trafić  na  szlak  żółty,  który  przez  Halę  Redykalną  zaprowadził  nas  do  schroniska  na  Halę  Lipowską.  W  schronisku  zjedliśmy  pyszną  zupę  pomidorową  i  czerwonym  szlakiem  powędrowaliśmy  ku  Hali  Miziowej,  skąd  blisko  już  było  do  naszego  celu.
W  bazie  na  Polanie  Górowej  spotkaliśmy  część  grupy,  z  którą  wyszliśmy  ze  Zwardonia,  posiedzieliśmy  przy  ognisku  i  razem  udaliśmy  się  w  drogę  powrotną  do  domów.

ZDJĘCIA