wtorek, 20 stycznia 2015

Cmentarz na Pęksowym Brzyzku - 10 listopad 2013 / 02 listopad 2014



 Rodzimy  się,  wychowujemy  i  dorastamy  w  kulturze, w  której  cmentarz  kojarzony  jest  ze  smutkiem,  rozpaczą,  końcem  -  ostatecznością,  której  się  obawiamy,  przed  którą  chcielibyśmy  uciec,  powiedzieć,  że  nas  ona  nie  dotyczy.  Większość  z  nas  - tych,  którzy  wychowywani  jesteśmy  w  wierze  chrześcijańskiej  -  słyszy  w  domu,  w  szkole  podczas  lekcji  religii,  a  także  w  kościele,  że  prawdziwe  życie  zaczyna  się  dopiero  po  śmierci,  a  życie  ziemskie  jest  tylko  przygotowaniem  do  tego  wiecznego.  Etapem,  przez  który  musimy  przejść,  by  móc  iść  dalej.  Elementem  większej,  piękniejszej  całości.  Równolegle  do  słyszanych  od  dzieciństwa  zapewnień  o  podążaniu  do  nieba,  które  jest  rajem,  wielokrotnie  jesteśmy  świadkami  czyjejś  rozpaczy,  łez  i  bólu  -  scen  rozgrywających  się  najczęściej  właśnie  na  cmentarzu.  Budzi  to  pewien  paradoks,  jakąś  sprzeczność  i  nie  pozwala  nam  stworzyć  sobie  pozytywnego  obrazu  cmentarza.  Bo  dlaczego,  skoro  ktoś  przeszedł  tam,  gdzie  mówiono,  że  jest  lepiej  i  gdzie  wszyscy  kiedyś  się  spotkamy,  tylu  ludzi  tu  płacze,  tylu  jest  ubranych  na  czarno?  Jakby  wszystko  się  skończyło,  a  nic  nie  rozpoczęło.  Dlaczego  tak  się  dzieje?  Może  m.in.  dlatego,  że  tak  bardzo  przywiązujemy  się  do  tego  naszego  życia  tutaj.  Przywiązujemy  się  do  ludzi,  którzy  są  obok  nas  (nic  w  tym  niewłaściwego  -  to  w  końcu  nasze  korzenie,  nasza  tożsamość).  Do  rzeczy,  które  udaje  nam  się  zgromadzić  (owoców  naszej  pracy  i  starań),  do  miejsc  i  wspomnień  (symboli  tego,  że  jesteśmy,  byliśmy  szczęśliwi).
 Wiele  wysiłku  trzeba  włożyć  w  to,  by  spróbować  zmienić  swoje  nastawienie  do  tego,  czego  i  my  nie  unikniemy.  By  przestać  widzieć  w  cmentarzu  miejsce,  w  którym  brak  życia.  By  spojrzeć  na  cmentarz  przez  pryzmat  wdzięczności  za  życie.  Zabierzemy  Was  dzisiaj  tam,  gdzie  cisza  nie  jest  przygnębiająca  i  nie  napawa  lękiem,  ale  jest  piękna,  zatrzymuje  czas  i  skłania  do  refleksji.  Jeden  z  najpiękniejszych  cmentarzy  i  jedno  z  najpiękniejszych  miejsc  położonych  u  stóp  Tatr  -  cmentarz  na  Pęksowym  Brzyzku.  Warto  zaplanować  pobyt  w  górach  tak,  by  go  odwiedzić.

 Znajduje  się  on  w  Zakopanem  przy  ul.  Kościeliskiej,  w  sąsiedztwie  równie  pięknego,  drewnianego  kościółka  Matki  Bożej  Częstochowskiej,  zwanego  Starym  Kościółkiem.  Jak  podają  źródła,  jest  to  najstarszy  kościół  zakopiański  -  pochodzi  sprzed  roku  1850,  a  po 1850  w  efekcie  starań  ówczesnego  proboszcza  -  ks.  Józefa  Stolarczyka  -  został  rozbudowany.  Pierwszą  mszę  św.  odprawiono  w  nim  w  Święto  Trzech  Króli  1847  roku.  Początkowo  patronat  nad  kościołem  powierzono  św.  Klemensowi,  w  nawiązaniu  do  osoby  Klementyny  Homolascowej,  która  była  fundatorką  kościoła.  Jednak  w  latach  późniejszych  św. Klemensa  mianowano  drugim  patronem,  a  główny  patronat  objęła  właśnie  Matka  Boża  Częstochowska.  Wystrój  kościółka  nawiązuje  stylistycznie  do  jego  wyglądu  zewnętrznego  i  bazuje  na  drewnie.  Autorem  ołtarza  głównego  i  ołtarzy  bocznych  jest  rzeźbiarz  Wojciech  Kułach - Wawrzyńcok,  stacje  Drogi  Krzyżowej  w  postaci  malowideł  na  szkle  wykonała  Ewelina  Pęksa.  Ten  stary  kościółek  nie  posiada  szlachetnej  posadzki,  złoconych  filarów,  bogato  zdobionych,  barwnych  sklepień,  a  jednak  po  wejściu  do  niego  niespieszno  wychodzić.  Jest  idealnym  miejscem,  do  którego  można  przynieść  swoje  podziękowania,  prośby,  rozterki.
 Obok  kościoła,  przy  dróżce  prowadzącej  na  cmentarz,  usytuowana  jest  murowana  kapliczka.  Wybudowano  ją  kilkadziesiąt  lat  przed  wzniesieniem  kościoła  (datowana  na  około 1810  rok)  i  oddano  ją  w  opiekę  świętym:  Benedyktowi  i  Świeradowi.  W  kapliczce  na  wprost  drzwi  znajduje  się  prosty  kamienny  ołtarz,  drewniany  krzyż  i  kilka  płaskorzeźb  na  ścianach  po  obu  stronach  ołtarza.  
 Mijając  kapliczkę,  dochodzimy  do  bramy  cmentarza.  Po  stronie  prawego  skrzydła  bramy,  do  muru  okalającego  cmentarz  przytwierdzone  są  trzy  tablice - dwie  drewniane  i  jedna  kamienna.  Odczytujemy  na  nich  kolejno:  znamienne  słowa  "Ojczyzna  to  ziemia  i  groby.  Narody  tracąc  pamięć,  tracą  życie."  (słowa  aktualne  zwłaszcza  w  dzisiejszych  czasach,  gdy  choćby  w  Europie  propagowane  jest  połączenie  krajów  o  różnej  przeszłości,  różnej  tradycji  kulturowej  i  wreszcie  różnym  stopniu  rozwoju  gospodarczego  i  różnej  sytuacji  ekonomicznej  w  ujednolicony,  spójny  twór);  informację  o  uznaniu  cmentarza  w  1928  roku  za  zabytek  prawnie  chroniony;  nazwiska  kurierów  tatrzańskich,  którzy  działali  w  latach  1939  -  1944.

 Przekraczając  cmentarną  bramę,  wkraczamy  jakby  do  innej  rzeczywistości  -  próżno  tu  szukać  ponurej  szarości,  granitowych  nagrobków  podobnych do siebie,  monumentalnych  grobowców  wykonanych  z  przepychem.  Bogactwo  i  wyjątkowość  tego  cmentarza  tkwi  w  jego  prostocie  i  naturalności.  Podążając  alejką  Pęksowego  Brzyzka,  mamy  wrażenie,  że  znajdujemy  się  w  jakiejś  osobliwej  przestrzeni,  w  której  nie  istnieje  poczucie  czasu,  a  mimo  to  jesteśmy  otoczeni  życiem,  jakimś  rodzajem  magii,  nasyceni  spokojem.  Każdy  mijany  przez  nas  grób  jest  dziełem  sztuki  i  równocześnie  natury.  Mniej  lub  bardziej  wyróżniającym  się,  starszym  lub  nowszym,  większym  bądź  mniejszym,  ale  stworzonym  z  myślą  o  osobie,  która  w  nim  spoczywa.  Nie  ma  tutaj  przypadkowości  -  każda  płyta,  każdy  kamień,  kawałek  metalu  i  drewna  ma  swoją  historię.  Każdy  element  zdobniczy  jest  nawiązaniem  do  czyjegoś  życia.  Zachwyca  misterność  wykonania  rytów,  rzeźb,  odlewów,  witraży  tworzących  groby.  Zachwyca  wszechobecna  barwność  i  różnorodność,  a  nawet  zieleń  trawnika  kontrastująca  z  błękitem  nieba,  gdy  mamy  szczęście  zobaczyć  je  bezchmurne.  Jeżeli  odwiedzimy  Pęksowy  Brzyzek  na  początku  listopada,  zobaczymy  nie  tylko  kolorowe  znicze  i  chryzantemy,  ale  będziemy  świadkami  pięknej  tradycji,  jaką  od  (prawdopodobnie)  lat  50-tych  kultywują  uczniowie  zakopiańskiego  Zespołu  Szkół  Plastycznych  im.  A.  Kenara.  Co  roku  (w  dniu  poprzedzającym  Wszystkich  Świętych)  pierwszoklasiści  pozostawiają  na  grobach  wykonane  przez  siebie  drewniane  ozdoby.  Są  to  kwiaty  w  postaci  mniej  lub  bardziej  abstrakcyjnych  kompozycji.  Jak  wyjaśnia  Stanisław  Marduła,  koordynator  akcji,  jest  to  "hołd  i  wyraz  wdzięczności  młodzieży  i  szkoły  dla  osób,  które  na  to  zasłużyły".  Tak  więc  spacerując  alejkami,  przystajemy  przy  kolejnych  krzyżach  w  zamyśleniu,  spoglądamy  na  te  drewniane  ozdoby,  na  nazwiska,  na  dopiski  "olimpijczyk",  "muzyk",  "taternik",  rzeźbiarz",  "nauczyciel",  "pisarz",  "ratownik TOPR",  "himalaista".  Spoglądamy  na  te  groby  symboliczne  i  na  te  bezimienne.  I  niejednokrotnie  łza  kręci  się  w  oku  -  z  zachwytu  nad  tym  cmentarzem,  z  szacunku  dla  tych,  którzy  tutaj  spoczywają,  ze  wzruszenia  i  z  wdzięczności  za  swoje  własne  życie.

 Mówiąc  o  cmentarzu  na  Pęksowym  Brzyzku  nie  sposób  nie  wspomnieć  o  Janie  Pęksie,  dzięki  któremu  cmentarz  zlokalizowany  jest  właśnie  w  tym  miejscu,  a  być  może  dzięki  któremu  w  ogóle  istnieje  w  takiej  formie.  To  właśnie  Jan  Pęksa  będący  właścicielem  brzyzka,  ofiarował  ów  brzyzek  parafii.  On  także  został  tutaj  pochowany.

ZDJĘCIA