Połączeniem przyjemnego z
pożytecznym można byłoby określić tą wędrówkę, którą
postanowiliśmy odbyć w ramach treningu przed zbliżającą się Zimową
Wyrypą Beskidzką (o której to słów kilka znajdzie się w
kolejnym poście).
Kasprowego Wierchu nie wybraliśmy przypadkowo – wprawdzie do najwyższych szczytów nie należy, jednak ze swymi 1987 – ma metrami n. p. m., wydawał się być całkiem dobrym miejscem, w którym w warunkach zimowych mogliśmy troszkę zapolować na świeże czerwone krwinki. :) Dłuższe, ciągłe podejścia i zejścia zadbały natomiast o rytmiczną pracę mięśni nóg, czego także było nam trzeba.
W dużej mierze do udania się na Kasprowy i sąsiadujący z nim Beskid, zachęciły nas prognozy pogody, zapowiadające słoneczny dzień, co dawało z kolei szansę na wspaniałe widoki ze szczytów. Dlatego też z Kuźnic wyruszyliśmy z dużymi apetytami na to, co chcieliśmy ujrzeć u celu.
W trakcie całej wędrówki podążaliśmy szlakiem żółtym, jednak już początkowy odcinek do Murowańca zgasił nieco nasze nadzieje, gdyż słońca jakoś wcale nie było widać, za to chmury unosiły się praktycznie wszędzie i raz mniej, raz bardziej ograniczały widoczność. Dopiero w rejonie Karczmiska zza chmur tych nieśmiało zaczęło wyłaniać się słońce i z każdym kolejnym krokiem przybliżającym nas do Hali Gąsienicowej, świeciło coraz intensywniej. Skąpana w słonecznych promieniach biel śniegu pięknie uwydatniła błękit nieba i grań Kościelca. Również Kasprowy, sam w sobie pozbawiony efektownej rzeźby geologicznej, za to pokryty grubą warstwą śniegu, wspaniale prezentował się w takich warunkach pogodowych – jak pod warstewką białego atłasu. Zachęceni otaczającymi nas bajkowymi widokami, skróciliśmy śniadaniową przerwę w schronisku do minimum, by jak najszybciej rozpocząć najprzyjemniejszy etap naszej wędrówki, czyli drogę ku szczytowi. Słońce przyjemnie nas ogrzewało, wprowadzając nastrój rozleniwienia, a gdy w południe dotarliśmy na Kasprowy, a chwilę później na Beskid, wiedzieliśmy już, że z zejściem spieszyć się nie będziemy. Czekały na nas tak piękne panoramy Tatr polskich i słowackich, że nie przeszkadzali nam nawet turyści dość licznie wjeżdżający pod szczyt kolejką. Otaczające nas szczyty i stoki wyglądały jak posypane cukrem pudrem, pomiędzy nimi unosiły się chmury, śnieg mienił się srebrzystymi iskierkami. Schodzenie rozpoczęliśmy, gdy szaro – bury „chmurosmog” znad Zakopanego zaczął przesuwać się wraz z wiatrem ku Murowańcowi. Niestety już w połowie stoku znaleźliśmy się w tej szarzyźnie, która towarzyszyła nam przez całą dalszą drogę powrotną aż do Kuźnic.
Niemniej jednak nie przysłoniło to pozytywnych wrażeń z wędrówki i jeszcze nie jeden raz na Kasprowym staniemy, gdyż jest to jeden z najpiękniejszych punktów widokowych w Tatrach.
Godny polecenia :)
ZDJĘCIA
Kasprowego Wierchu nie wybraliśmy przypadkowo – wprawdzie do najwyższych szczytów nie należy, jednak ze swymi 1987 – ma metrami n. p. m., wydawał się być całkiem dobrym miejscem, w którym w warunkach zimowych mogliśmy troszkę zapolować na świeże czerwone krwinki. :) Dłuższe, ciągłe podejścia i zejścia zadbały natomiast o rytmiczną pracę mięśni nóg, czego także było nam trzeba.
W dużej mierze do udania się na Kasprowy i sąsiadujący z nim Beskid, zachęciły nas prognozy pogody, zapowiadające słoneczny dzień, co dawało z kolei szansę na wspaniałe widoki ze szczytów. Dlatego też z Kuźnic wyruszyliśmy z dużymi apetytami na to, co chcieliśmy ujrzeć u celu.
W trakcie całej wędrówki podążaliśmy szlakiem żółtym, jednak już początkowy odcinek do Murowańca zgasił nieco nasze nadzieje, gdyż słońca jakoś wcale nie było widać, za to chmury unosiły się praktycznie wszędzie i raz mniej, raz bardziej ograniczały widoczność. Dopiero w rejonie Karczmiska zza chmur tych nieśmiało zaczęło wyłaniać się słońce i z każdym kolejnym krokiem przybliżającym nas do Hali Gąsienicowej, świeciło coraz intensywniej. Skąpana w słonecznych promieniach biel śniegu pięknie uwydatniła błękit nieba i grań Kościelca. Również Kasprowy, sam w sobie pozbawiony efektownej rzeźby geologicznej, za to pokryty grubą warstwą śniegu, wspaniale prezentował się w takich warunkach pogodowych – jak pod warstewką białego atłasu. Zachęceni otaczającymi nas bajkowymi widokami, skróciliśmy śniadaniową przerwę w schronisku do minimum, by jak najszybciej rozpocząć najprzyjemniejszy etap naszej wędrówki, czyli drogę ku szczytowi. Słońce przyjemnie nas ogrzewało, wprowadzając nastrój rozleniwienia, a gdy w południe dotarliśmy na Kasprowy, a chwilę później na Beskid, wiedzieliśmy już, że z zejściem spieszyć się nie będziemy. Czekały na nas tak piękne panoramy Tatr polskich i słowackich, że nie przeszkadzali nam nawet turyści dość licznie wjeżdżający pod szczyt kolejką. Otaczające nas szczyty i stoki wyglądały jak posypane cukrem pudrem, pomiędzy nimi unosiły się chmury, śnieg mienił się srebrzystymi iskierkami. Schodzenie rozpoczęliśmy, gdy szaro – bury „chmurosmog” znad Zakopanego zaczął przesuwać się wraz z wiatrem ku Murowańcowi. Niestety już w połowie stoku znaleźliśmy się w tej szarzyźnie, która towarzyszyła nam przez całą dalszą drogę powrotną aż do Kuźnic.
Niemniej jednak nie przysłoniło to pozytywnych wrażeń z wędrówki i jeszcze nie jeden raz na Kasprowym staniemy, gdyż jest to jeden z najpiękniejszych punktów widokowych w Tatrach.
Godny polecenia :)
ZDJĘCIA