Tym razem trasę wędrówki wybrała nam pogoda i zamierzoną Babią Górę w Beskidzie Żywieckim zastąpiliśmy Leskowcem w Beskidzie Małym.
Z Leskowca rozciągają się widoki na dolinę Skawy, na szczyty Beskidów Makowskiego i Śląskiego, dojrzeć stąd można Gorce z Turbaczem, wspomnianą już żywiecką Babią Górę, a w tle Tatry. Ale można też dojrzeć deszcz w różnych postaciach - krople na gałęziach drzew i źdźbłach traw, parę wodną unoszącą się nad dolinkami, kałuże błotne w zagłębieniach leśnej drogi, mniejsze i większe potoczki powstałe nagle z deszczówki, której nie nadążyła przyjąć matka ziemia i rzeźbiące sobie korytka pomiędzy butami wędrowców, a także wartkie wodospady spływające po odzieży i plecakach...
Zamykając za sobą drzwi samochodu przed postawieniem pierwszego kroku na szlaku, przypuszczaliśmy, że będzie mokro i parametry słupa wody z metek wszytych w kołnierze naszych kurtek zostaną wystawione na próbę, ale chyba żadne z nas nie spodziewało się doznań aż tak intensywnych - po półtoragodzinnym marszu do schroniska w pełnej "wodnej" rozmaitości, odzież wierzchnia zaczęła wtórować skarpetom w prośbach o wykręcenie z nich deszczu.
Gdy jedząc śniadanie w schronisku, spoglądaliśmy na coraz większe kałuże, jakie pozostawimy po naszych plecakach na schroniskowej podłodze, ulewa przeobrażała się w stopniowo znikającą mżawkę. Nie wiem, czy pogoda zlitowała się nad nami, czy też doszła do wniosku, że jednak równowaga w przyrodzie być musi i deszczu na ten dzień już wystarczy, ale w dalszą drogę udaliśmy się pod rozjaśniającym się niebem. Dostaliśmy nawet bonus w postaci trzech napotkanych salamander. :)
Wypatrzył je Guru, gdy po deszczu wyszły z ukrycia, wyczekując słońca. No cóż... Na lekcjach biologii oglądało się je na obrazkach w podręcznikach i atlasach, ale "na żywo" te żółte plamki na czarnym tle robią o wiele większe wrażenie. Zaskakujące i równocześnie przyjemne jest to uczucie radości, jakie wyzwala się w człowieku, który kilkadziesiąt lat swojego życia wiedział, że coś istnieje i wiedział, jak to wygląda, ale po zobaczeniu tego w rzeczywistości, ucieszył się, jakby wygrał w "totka". :) Miłym akcentem kończącym naszą "małobeskidzką" wędrówkę były te salamandry.
ZDJĘCIA
Fotorelacja tym razem krótka, gdyż szkoda było utopić obiektyw. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz