W ostatnich dniach obchodziliśmy okrągłą rocznicę urodzin Leszka. On obchodził osiemnastą, bo przecież szczęśliwi czasu nie liczą. Szczęśliwi umiejętnie ten czas wypełniają.
Nie bez przyczyny przylgnął do Niego przydomek "Guru" - jest jednym z korzeni naszej grupy wędrowniczej i istotnym składnikiem spajającym tą grupę. Choć w to drugie sam chyba nie do końca wierzy. Lub zręcznie ukrywa świadomość tego w swojej skromności. :)
W duecie z przyjacielem Jankiem - gwarant dobrej pogody podczas wędrówek. Nie jeden raz w praktyce dowiedzione zostało, że gdy "chłopaki z Kalwarii idą w góry, to musi być pogoda".
Gdyby słowami naszkicować Jego portret, wyszedłby całkiem barwny collage. Człowiek pogodny, przyjaźnie nastawiony do otoczenia, z łagodnością i mądrością życiową patrzący na świat. Nie wariat i nie szaleniec, aczkolwiek charakterny - z żywą iskierką figlarności w oku i z poczuciem humoru. Lubiący ludzi i lubiący się z nimi dzielić sobą. Dla młodszych towarzyszy wędrówek przewodnik i opiekun, dla starszych równy kompan - jedna i druga rola sprawiają Mu frajdę.
Skarbnica wiedzy - cieszy Go, gdy może coś komuś pokazać, opowiedzieć. Mapę ma w głowie. Nie jeden raz w odpowiedzi na jakieś pytanie padało: "a to trzeba by zapytać Pana Leszka, on będzie wiedział". Co roku wiosną organizuje wycieczkę w Dolinę Chochołowską "na krokusy". Zdroworozsądkowy. Na szlaku wyznawca zasady: "Nie spiesz się, powoli. My tu zawsze jeszcze możemy wrócić". Wytrwale zmierza raz obraną drogą - czy to wędrówka, czy życie, pomimo przeciwności dzielnie podąża do przodu.
Jego znakiem firmowym są różki - jak twierdzi "diabelskie"- które często pokazuje, pozując do zdjęć. Ja jednak widzę w tym geście manifest radości życia, poczucia szczęścia i spełnienia: tu i teraz. Zbieranie dobrych chwil - puzzli, z których układa swe życie.
Zapalony grzybiarz - nic się przed Nim nie ukryje, w najgęściejszych zaroślach wypatrzy najmniejszy kapelusz i najdorodniejszy okaz. Nie pogardzi tym, co dobre: pobuszuje w borówkowych krzewinkach i dzikich malinach, zatańczy wokół kociołka, wyzna miłość rurce z kremem. :)
Lubiący samotność, ale taką z wyboru i w proporcjach, jakie sam sobie dobiera - wtedy samotny wędrowiec i myśliciel. Studnia pomysłów i złota rączka, majsterkowicz - hobbysta. Dumny ze swojej Rodziny - od lat kochający z wzajemnością wciąż tą samą Żonę, wzór i partner dla swoich Dzieci.
W duecie z przyjacielem Jankiem - gwarant dobrej pogody podczas wędrówek. Nie jeden raz w praktyce dowiedzione zostało, że gdy "chłopaki z Kalwarii idą w góry, to musi być pogoda".
Gdyby słowami naszkicować Jego portret, wyszedłby całkiem barwny collage. Człowiek pogodny, przyjaźnie nastawiony do otoczenia, z łagodnością i mądrością życiową patrzący na świat. Nie wariat i nie szaleniec, aczkolwiek charakterny - z żywą iskierką figlarności w oku i z poczuciem humoru. Lubiący ludzi i lubiący się z nimi dzielić sobą. Dla młodszych towarzyszy wędrówek przewodnik i opiekun, dla starszych równy kompan - jedna i druga rola sprawiają Mu frajdę.
Jego znakiem firmowym są różki - jak twierdzi "diabelskie"- które często pokazuje, pozując do zdjęć. Ja jednak widzę w tym geście manifest radości życia, poczucia szczęścia i spełnienia: tu i teraz. Zbieranie dobrych chwil - puzzli, z których układa swe życie.
Zapalony grzybiarz - nic się przed Nim nie ukryje, w najgęściejszych zaroślach wypatrzy najmniejszy kapelusz i najdorodniejszy okaz. Nie pogardzi tym, co dobre: pobuszuje w borówkowych krzewinkach i dzikich malinach, zatańczy wokół kociołka, wyzna miłość rurce z kremem. :)
Lubiący samotność, ale taką z wyboru i w proporcjach, jakie sam sobie dobiera - wtedy samotny wędrowiec i myśliciel. Studnia pomysłów i złota rączka, majsterkowicz - hobbysta. Dumny ze swojej Rodziny - od lat kochający z wzajemnością wciąż tą samą Żonę, wzór i partner dla swoich Dzieci.
Kiedyś, podczas pewnego przypadkowego spotkania na tatrzańskim szlaku, podczas wędrówki pośród lasu znacznie przerzedzonego działalnością halnego, odbyliśmy krótką rozmowę. Krótką, ale jak się okazało, jedną z takich, które przechowuje się potem w pamięci. Powiedziałam Mu, że tak mi bardzo szkoda tych połamanych, powyrywanych drzew, bo one były w tych lasach zawsze odkąd pamiętam, od mojego dzieciństwa, a teraz już ich nie będzie. Mówił, że na ich miejscu wyrosną przecież nowe i też kiedyś będą duże, wysokie. Odpowiedziałam, że tak, ale zanim urosną, będzie musiało minąć kilkadziesiąt lat i ja mogę już tego lasu nie zobaczyć. Próbował mi wtedy wytłumaczyć, że przecież tak jest skonstruowane wszystko na świecie i że "stare drzewa muszą robić miejsce nowym". Tak, Guru, masz rację - można by przyjąć, że przemijalność jest kołem napędowym tego świata, w którym żyjemy. Że w miejscu starego pojawia się nowe. Ale dla mnie jest i chyba zawsze będzie to tylko proces wypełniania przestrzeni nowym po starym, przyszłością po przeszłości. Chyba nigdy nie przyznam, że nowe i przyszłe jest w stanie zastąpić stare i przeszłe. Bo wszystko jest jedyne w swoim rodzaju, choć może zdawać się być podobnym do czegoś innego. Zresztą sam jesteś tego przykładem - Guru w tej naszej ekipie jest tylko jeden. :)