Szlak ten jest dość często odwiedzany przez sympatyków niższych partii Tatr, ale raczej niedoceniany i omijany przez tych, którzy za cel obierają sobie dotarcie na najwyższe tatrzańskie szczyty. Omijany niesłusznie, bo praktycznie na całej długości szlaku wędrującym towarzyszą wspaniałe widoki, cisza i poczucie zatrzymanego czasu. Skalne stopnie prowadziły nas lasem, w którym poza przeważającymi drzewami iglastymi pojawiały się także liściaste. Pośród soczystej zieleni traw kwitły kwiaty - niektóre w kępach, inne samotnie. Na pewnych odcinkach szlaku mijaliśmy formy skalne - czyste, prawie nie porośnięte roślinnością, oświetlone porannym słońcem. W innych miejscach zza drzew wyłaniały się piękne panoramy - tatrzańskie granie kontrastowały z błękitem nieba. Wszystko to razem wzięte stworzyło krajobraz tętniący życiem. Całkiem fajnie wpasowała się w to kawiarka Agisa [pozdrawiam :)] oraz trzej muszkieterowie, którzy zamiast szpad dzierżyli w dłoniach kijki trekingowe. :)
Pełni pozytywnych wrażeń zachęcamy więc do wydłużenia sobie drogi i przejścia przez Nosal zamiast kierowania się po linii prostej do Kuźnic. Ja spotkanie z Nosalem będę chciała powtórzyć jesienią, by zobaczyć, jak prezentuje się tam wszystko w kolorowych barwach.
W dalszej drodze do Murowańca po raz kolejny zachwyciły nas Kościelce, tym razem nie przysłonięte chmurami. Miłą niespodziankę sprawiła pogoda, zachowując stabilność przez cały dzień. Było to pierwsze nasze prawdziwie wiosenne wyjście w Tatry, podczas którego słońce nie zrobiło sobie nawet krótkiej przerwy w dostawie swoich promyków do planety Ziemi. Odczuliśmy to naturalne ogrzewanie na stoku prowadzącym ku Granatom. Ze szczytu spojrzeliśmy na wznoszące się wokół Tatry i udaliśmy się w drogę powrotną, w której towarzyszyły nam wschodzący księżyc i zachodzące słońce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz