Zazwyczaj nie wyjeżdżam w Tatry w terminach, które zwiastują oblężenie schronisk i tłok na szlakach, gdyż przeludnienie takie uniemożliwia mi pełną radość z pobytu w moich ukochanych Górach i wędrowanie w ciszy, w "zamknięciu się" w nich i w przyrodzie, bez konieczności wytyczania slalomu giganta, by jak najszybciej odizolować się od rzeki ludzi, która płynie rwącym nurtem w obu kierunkach szlaku. Tegoroczny weekend majowy był jednak pierwszym od sześciu lat weekendem majowym, który nie kolidował ani z pracą, ani z urlopami współpracowników, o który nie musiałam ani walczyć, ani ustawiać się po niego w kolejce. Nadzieję na w miarę niezatłoczone szlaki podsycała pogoda, która nie zapowiadała ciepła i słońca. Szalę "za" przechyliło to, iż najbardziej spośród dwunastu miesięcy lubię maj. :)
Pierwszym kierunkiem jaki obraliśmy, były Granaty - podejściem od Kuźnic żółtym szlakiem do schroniska w Murowańcu, a następnie niebieskim z widokami na Kościelec. Przyjemnie szło się w otoczeniu świeżej, wiosennej zieleni, miejscami pokrytej jeszcze warstwą śniegu, w delikatnie ogrzewającym słońcu, tu i ówdzie słuchając szumu wezbranych potoków. Minąwszy Czarny Staw Gąsienicowy, rozpoczęliśmy podchodzenie żółtym szlakiem ku Granatom. Początkowo dość słoneczna pogoda zaczęła się zmieniać - pojawiało się coraz więcej chmur, z oddali dochodził odgłos burzowych grzmotów. Do szczytu brakowało nam jakiejś godziny wspinaczki, gdy zaczął padać deszcz, co wpłynęło na decyzję o odwrocie. Jak się potem okazało przelotny i jeden z kilku gwałtownych, jakie spadły jeszcze tego dnia.
ZDJĘCIA - Granaty
Drugi dzień pobytu rozpoczęliśmy od wejścia na Kościelec. Mimo ciepła i sporej wilgotności powietrza, cała wędrówka odbyła się pod znakiem chmur i mgieł, a słońce wyłoniło się zaledwie na krótką chwilę, by oświetlić szczyt Kościelca, gdy znajdowaliśmy się na Przełęczy Karb. Była to tylko chwila, ale jedna z tych, które w górskim krajobrazie są najpiękniejsze i ukazują nie tylko zmienność, ale przede wszystkim urok gór i magię przyrody. Gdy dotarliśmy na szczyt, czekało na nas mgliste mleko, widoczność kilku metrów i kilkoro innych "tatrołazów". Schodząc z Kościelca, już na wysokości Przełęczy Karb i poniżej niej, natknęliśmy się kilkakrotnie na grupki turystów podążających w górę po sporej jeszcze, ale mało stabilnej warstwie śniegu... w adidasach. Niektórzy zawrócili i zrezygnowali z kościelcowych planów, niektórzy poszli dalej, choć zarzekając się, że sam Kościelec odpuszczą. Gdy mijaliśmy tych ludzi, zastanawiałam się, o czym oni myślą, idąc w tych adidasach? Czy choć jeden z nich pomyślał, że przez własny brak rozwagi może przysporzyć kłopotów TOPRowcom?
Po powrocie do Murowańca zjedliśmy obiad i korzystając z tego, że do nadejścia zmroku pozostało jeszcze sporo czasu, wybraliśmy się na Kasprowy Wierch. Widoki we mgle nie były nawet takie złe, choć mimo kolejnych przebytych metrów, bardzo podobne do siebie. :)
Dzień zakończyliśmy przy grze planszowej, układając słowa.
ZDJĘCIA - Kościelec, Kasprowy Wierch
Trzeciego i ostatniego dnia pobytu w Tatrach, pogoda wynagrodziła nam dwa poprzednie dni i ku Zawratowi poprowadziło nas słońce. Pięknie prezentował się Kościelec, ale on już chyba tak ma, że nawet jak nie wchodzi się na niego, a tylko go mija lub widzi się go z daleka, to jednak zawsze się człowiek "nad" nim zatrzyma i zaduma. To taka Góra wśród Gór, można rzec, że taki trójkąt równoramienny wyłaniający się spośród innych grani - a jednak posiada pewien niezaprzeczalny majestat i oczy, i myśli ku niemu się zwracają...
Wejście na Zawrat było naszym kolejnym wejściem, ale nie było powtórzeniem obecności na tej Przełęczy. Każdy z nas wniósł tutaj coś swojego wewnątrz siebie, a wszyscy znieśliśmy dumę z pierwszego wejścia Marzeny. Jakby nie było w warunkach wciąż jeszcze zimowych, choć już bez ujemnych temperatur.
To jest w Górach najpiękniejsze, że nawet widoczną liną nie trzeba być ze sobą powiązanym, by iść na jednej linie...
ZDJĘCIA - Zawrat
Ależ ja uwielbiam takie relacje. ;] A co do Zawratu - pokochałam tę przełęcz miłością bezgraniczną po zimowym, grudniowym wejściu. Niemniej jednak muszę się tam wybrać również przy letniej aurze. :)
OdpowiedzUsuńCześć, Karola :) Cieszymy się z Twojej opinii i mamy nadzieję, że nasze relacje będą dla Ciebie zastrzykiem energii do wyruszenia na szlak, niekoniecznie na ten, który my przebyliśmy. Zapraszamy do dzielenia się wrażeniami z Twoich wędrówek - może i Ty nas zainspirujesz. :)
OdpowiedzUsuńZawrat ładnie wygląda też jesienią, gdy wchodzi się od strony Doliny Pięciu Stawów wśród rudziejącej roślinności. Pozdrawiamy :)
Świetna relacja. Zapraszam do obserwowania mojego bloga (swiat-gor.blogspot.com)
OdpowiedzUsuńDziękujemy za zaproszenie, będziemy odwiedzać. :)
OdpowiedzUsuńTatrzańska majówka i to w takich pięknych miejscach :) Tylko pozazdrościć :)
OdpowiedzUsuńRelację czytało się niezwykle przyjemnie i muszę przyznać, że kusi by po Was odrobinę "zmałpować" :)
Pozdrowienia