W niedzielę 15 stycznia postanowiliśmy przekroczyć polsko - słowacką granicę, aby połączyć górską wędrówkę z kulturą. Naszym głównym celem było zaspokojenie ciekawości, jaką wzbudziła w nas lodowa budowla powstająca co roku zimą na Smokowieckim Siodełku - Tatranský
Dóm. W sezonie 2016/2017 budowało ją piętnastu rzeźbiarzy, którzy w ciągu około trzech tygodni intensywnej pracy zamienili dziewięćdziesiąt ton lodu w okazałą świątynię. Nad całokształtem prac czuwał Adam Bakoš, artysta tworzący z drewna m.in. postacie ludzkie, zwierzęce oraz meble. Wykonanie witraży znajdujących się za głównym ołtarzem powierzono Achilleasowi Sdoukosowi, na co dzień specjalizującemu się w obróbce szkła, z którego wykonuje nie tylko przedmioty artystyczne, ale też użytku codziennego (patery, ramy luster, elementy mebli).
Za motyw przewodni lodowego projektu obrano Spisz i jego kulturę, połączone ze stylem gotyckim. Patroni charakterystyczni dla regionu spiskiego widoczni są w zdobieniu głównego ołtarza kaplicy, który podzielono na trzy części. W centralnej umieszczono postać Madonny z błogosławiącym Dzieciątkiem z Klčova. Po jej lewej stronie usytuowano figury św. Marii Magdaleny z Danišoviec i św. Antoniego Pustelnika ze Spiskiej Białej, po prawej zaś św. Barbary z Okoličnego i św. Jakuba z Lewoczy.
Niewątpliwie precyzja z jaką zadbano o szczegóły wykończenia Tatrzańskiej Świątyni, a także jej konstrukcja jako dzieła architektury lodowej, budzą podziw i zachwyt. Najpiękniej prezentuje się ona po zmroku, gdy jej wnętrze oświetlają kolorowe światła, wydobywając trójwymiarowość i głębię z lodowych ścian. Mieliśmy okazję zobaczyć ją w takiej odsłonie - niestety tylko częściowo, gdyż ze względu na konieczność powrotu do domów, opuściliśmy to miejsce po zmroku, ale jeszcze przed nadejściem pełnego zmierzchu. Pewien niedosyt odczułam natomiast po zbliżeniu się do poszczególnych elementów kaplicy - niestety, pomimo tego, że budowla jest chroniona namiotem, detale rzeźb i filarów były już podtopione, przez co mniej wyraziste. Niektórym z postaci, w kolorowym świetle, bliżej było wizerunkowo do upiorków niż do świętości. Tak więc zdecydowanie korzystniejszą porą na fotografowanie są pierwsze tygodnie po udostępnieniu kaplicy zwiedzającym.
Dodatkową atrakcję dla odwiedzających Smokowieckie Siodełko stanowiły mistrzostwa rzeźbienia w lodzie - wprawdzie nieoficjalne, ale efektowne zawody odbywające się pod nazwą Tatry Ice Master. Uczestniczyło w nich dziewięć zespołów: Rosjanie, Słowacy, Holendrzy, Finowie, Węgrzy, Walijczycy, Polacy, Czesi oraz Austriacy. Rywalizacja trwała trzy dni - od piątku do niedzieli - i codziennie w jej efekcie powstawały nowe lodowe cuda w wyznaczonej na dany dzień tematyce. Jako pierwsze powstawały rzeźby związane ze światową architekturą, następnie dowolne według pomysłów autorów. Zwieńczeniem mistrzostw było nawiązanie do mitów i legend - właśnie te zmagania mogliśmy obserwować. Polska ekipa wybrała Grecję i konia trojańskiego.
Bardzo spodobał nam się słowacki Posejdon, holenderski "Kapitan Hak", walijski Pan Drzewo i czeski Centaur.
W czasie gdy lodowe zespoły zawzięcie pracowały nad wykreowaniem swoich postaci, my korzystaliśmy z pięknej, słonecznej pogody i przemierzaliśmy szlaki w kierunku Chat: Bilíkovej i Zamkovského. Widoki były cudne i napawały energią. Przy schronisku Rainerova útulňa zjedliśmy śniadanie i obejrzeliśmy pokaźnych rozmiarów szopkę, która co roku jest tam budowana ze śniegu i lodu.
Moje serce skradła spotkana po drodze urocza ruda parka, wygrzewająca się w słońcu. Rudaśne jest piękne, puchate i inteligentne. Ma mądre, przenikliwe spojrzenie. Jest cudem przyrody, nie materiałem na kołnierz i futro. Mam nadzieję, że Tatry jak najdłużej będą dla niego schronieniem i domem.
Podczas gdy ja traciłam czas na mówienie do lisów, moi kompani powędrowali dalej. Ich zachwyt trwał nieco krócej. Zapewne dlatego, że wybrali tym razem nieco większe gabaryty i próbowali nawiązać znajomości z miśkami.
Przed opuszczeniem Hrebienoka przespacerowaliśmy się jeszcze alejką, wzdłuż której znajdowały się lodowe rzeźby wykonane podczas dwóch pierwszych dni mistrzostw.
Bardzo mi się podobały prawie wszystkie przedstawione tutaj figury, jednak wzrok najczęściej podążał w kierunku wykutej w lodzie sentencji: rozum, czy serce?